W warszawskiej kuźni tradycyjnymi metodami wytwarzane są różne metalowe przedmioty, ponadto w znajduje się w niej także Muzeum Kowalstwa. Prowadzi je Kamil Gałecki, który oprowadził nas po swoim wyjątkowym zakładzie.
Choć obecnie Dolinka Służewiecka, jest częścią Warszawy, 30 lat temu, gdy powstawała tam kuźnia, była jeszcze wioską. Wokół rozciągały się gospodarstwa, a po gruntowych drogach jeździły wozy. Kuźnię założył w tym miejscu ojciec bohatera audycji. Śladów wsi pozostało na Dolice Służewieckiej niewiele, jednak kuźnia Gałeckich jest jednym z nich, co więcej właściciele zgromadzili w niej wiele przedmiotów mówiących o pracy kowala dawniej i dziś. Obecnie kuźnia funkcjonuje przede wszystkim jako muzeum, jednak Gałecki ma w niej czynną pracownię artystyczną.
- Metal ma swój początek w kopalniach rudy żelaza, Następnie trafia do huty, gdzie jest czyszczony i odlewany. Po czym trafia do hurtowni stali – mówił Kamil Gałecki, kowal. – Kupuje się pręty o różnych przekrojach. Głównie żelaznych z domieszką innych metali i węgla. Pręt jest wkładany do pieca, rozgrzewany do czerwoności, do ponad 1100°C, po czym formowany na kowadle, ręcznie, młotkiem.
Kiedyś do rozgrzania żelaznego pręta budowano specjalne piece ziemiankowe lub ceglane, w których wykorzystywano węgiel brunatny lub kamienny. W tym momencie Kamil Gałecki używa koksu, materiału bardzo kalorycznego. Kowal uważa także by temperatura metalu nie przekroczyła 1300°C, wtedy topnieje. Skąd rzemieślnik wie, że to ten moment, by kuć gorące żelazo?
- Im jaśniejszy kolor, tym wyższa temperatura. Tuz przed osiągnięciem temperatury topnienia materiał zaczyna skwierczeć, zaczynają iść z niego iskry. Na szczęście metal jest wdzięcznym materiałem, który długo się formuje i wybacza błędy – mówił Kamil Gałecki.
Kucie metalu nie tylko nadaje mu kształt, dzięki obróbce materiał staje się twardszy.
- Metal to kryształ, dzięki uderzaniu cząsteczki kryształu zbliżają się do siebie, dzięki czemu materiał się utwardza – wyjaśniał warszawski kowal.
W Muzeum Kowalstwa w Dolince Służewieckiej możemy poczuć ducha dawnej wsi Służew. Odwiedzając tę enklawę wśród blokowisk dowiemy się m.in. do czego potrzebna była kowalowi „babka” i jak wyglądała jego codzienna praca.
Rafał Bałaś (Fundacja Braci Golec)
W drugiej części "Kiermaszu pod Kogutkiem" o działalności Fundacji Braci Golec opowiadał jej pracownik i pedagog - Rafał Bałaś z Żywca.
- Uczę grać na basach i kontrabasie. Ale mam także kilku uczniów na instrumentach ludowych. Wszelkiego rodzaj piszczałach i dudach. Zdecydowanie najwięcej osób w Fundacji uczy się grać na skrzypcach. Prym wiedzie również heligonka, instrument bardzo popularny wśród górali żywieckich. Mamy też rozrastającą się grupkę grającą na basach i kontrabasie. I zaledwie kilku uczniów, choć mocno zaangażowanych, grających na instrumentach ludowych.
Na Żywiecczyźnie działa już 10 placówek Fundacji Braci Golec. W każdej z nich gra przynajmniej jedna kapela. W obrębie fundacji regularne zajęcia ma aż 15 kapel! Średnio w ognisku uczy się 15-20 osób. Edukacja w placówkach jest oparta na muzyce żywieckiej. Jednak na późniejszym etapie nauczania wprowadzana jest także muzyka sąsiadujących z Beskidem Żywieckim regionów (choćby muzyka Beskidu Śląskiego).
- Uczymy muzyki z sąsiednich regionów, by później uczniowie mogli ją swobodnie, dobrze grać. Wiemy, że często, w swoim późniejszym muzycznym życiu, grają muzykę z sąsiednich regionów. Staramy się przekazać im jak najwięcej wiedzy na ten temat – mówił Rafał Bałaś.
Żywiecczyzna to region styku kultur mieszczańskiej i wiejskiej. Fundacja Braci Golec skupia się na muzyce Górali Żywieckich, jednak Rafał Bałaś wskazuje na prężnie działającą Asystę Żywiecką – stowarzyszenie pielęgnujące kulturę żywieckich mieszczan – z którą ostatnio nagrywał kilka melodii.
- Dla mnie jako muzykanta żywieckiego, grającego po góralsku, było to nie lada wyzwanie, by przestawić się na takie „eleganckie” granie. Możliwe, ze wyszło to przedziwnie. To jednak zupełnie odległa muzycznie kultura. A w fundacji skupiamy się na muzyce góralskiej – wspominał Bałaś. – Nawet nazwy brzmiały dla mnie egzotycznie! Z tego, co udało mi się spamiętać, to… kadryl… na pewno polonez i mazur były popularne w tej kulturze.
Jak to możliwe, że obecnie fundacja ma pod sobą przeszło 250 uczniów? Rafał Bałaś tłumaczy to dwojako. Żywiecczyzna to rozległy region, a placówki są od siebie niekiedy znacznie oddalone, przez co osób w jednym ognisku jest dość sporo. Jednak zapewne i promocja działań fundacji wpływa na liczbę uczniów. Kultura muzyczna Żywiecczyzny nie jest skostniałym, rekonstruowanym na siłę bytem. Przeciwnie, jest żywa! Działający w fundacji nauczyciele ukazują dziedzictwo regionu jako coś współcześnie interesującego, na co można mieć wpływ, budując, a jednocześnie mając szacunek do tradycji. Dzięki działaniom fundacji dzieci i młodzież mają poczucie sprawczości – to oni tworzą kulturę w tym regionie!
- Ilościowo, ale teraz już przede wszystkim jakościowo, są ważnym nośnikiem kultury ludowej tego regionu – podsumował Rafał Bałaś.
Mówiąc o muzykujących dzieciach i młodzieży nie sposób nie wspomnieć o... Naszym Muzycznym Źródełku! Zachęcamy do wzięcia udziału w ruszającym dziś konkursie! Szczegóły na stronie internetowej Naszego Muzycznego Źródełka!
Tytuł audycji: Kiermasz pod kogutkiem
Prowadził: Piotr Dorosz
Data emisji: 16.09.2021
Godzina emisji: 5.05
Z wizytą w starej kuźni i u Górali Żywieckich - Jedynka - polskieradio.pl