W roku 1972 Joanna Żółkowska ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną (dziś Akademia Teatralna) w Warszawie. W rozmowie z Joanną Ficińską wspomina, że gdy po raz pierwszy pomyślała o aplikowaniu na tę uczelnię, była nastolatką. - Wcześniej chciałam, żeby to była szkoła baletowa. To było moje marzenie, ale rodzice nie zdecydowali się na wysłanie mnie do internatu - zaznacza.
Dziś, po latach, nie kryje, że dużym zagrożeniem dla aktora jest życie w fikcji spowodowanej tworzeniem kolejnych wcieleń. By tego uniknąć, Joanna Żółkowska starała się nieustannie "wskakiwać w życie". - Wyczytałam gdzieś słowa Marleny Dietrich, że dobrze jest od czasu do czasu wyszorować schody ryżową szczotą. Czyli nie pozwolić wirtualnemu światu zapanować nad sobą - dodaje.
Zdobyć narzędzia
Szkoła Teatralna w Warszawie jest miejscem specyficznym i wymagającym. Choć studenci mają do czynienia z przedmiotami teoretycznymi, jak historia teatru czy historia dramatu, to najważniejsza są tzw. zadania aktorskie. - Jest bardzo dużo przedmiotów ruchowych. Pamiętam judo, które lubiłam, żeby nauczyć się umiejętnie padać bez uszczerbku na zdrowiu. Taniec, rytmika - wylicza Joanna Żółkowska i dodaje, że szkoła ta jest po to, by nauczyć się siebie.
Nauka siebie dotyczy zarówno emocji, jak i cielesności. Przyszli aktorzy zdobywają w ten sposób narzędzia niezbędne do wykonywania zawodu. - Żeby umieć gospodarować emocjami w sposób najciekawszy, na zawołanie, ale również żeby ciało nam w tym pomogło, żeby umiało uwyraźnić te emocje - tłumaczy gość "Po drugiej stronie lustra". Dodaje, że niezwykle cenne są wszelkie spotkania i nowe znajomości: nie tylko z innymi studentami, ale również, a może przede wszystkim, z wybitnymi profesorami.
Między Gogolewskim a Sempolińskim
Joanna Żółkowska, wśród osobistości i pedagogów, którzy mieli na nią duży wpływ, wymienia m.in. prof. Aleksandra Bardiniego, Ignacego Gogolewskiego, Tadeusza Łomnickiego czy Ludwika Sempolińskiego. - Nie czułam się niezręcznie. Byłam zachwycona. Byłam gotowa pokazywać wszystko to, co do tej pory umiem, bo wiedziałam, że to oni mogą mi powiedzieć, jaką powinnam być aktorką - przyznaje gość audycji. Zwraca ponadto uwagę, że dobry aktor powinien umieć godzić życie prywatne i zawodowe.
Zdaniem Joanny Żółkowskiej sama "praca na emocjach" jest obciążająca. Wymaga szczególnej wrażliwości. W takiej sytuacji brak odpowiedniego balansu może powodować u aktorów problemy. - Jeśli życie prywatne powodowało, że te osoby się gubiły, to miało to czasami fatalny wpływ na ich rozwój, na karierę. Stąd ucieka się bardzo często w alkohol. To bardzo stresujące zajęcie - przyznaje i przywołuje powiedzenie, że aktor powinien mieć "kruchość porcelany i odporność słonia".
Teatr Powszechny w Warszawie. Drugi dom?
Joanna Żółkowska debiutowała w 1973 roku na deskach Starego Teatru w Krakowie w "Dziadach" Adama Mickiewicza, w reżyserii Konrada Swinarskiego. Dla młodej aktorki, absolwentki, było to nie lada wyróżnienie. Jak się okazało, nie ostatnie. - Po dwóch latach okazało się, że w Teatrze Powszechnym w Warszawie czeka na mnie Andrzej Wajda - wspomina gość "Po drugiej stronie lustra". Właśnie z tym miejscem aktorka związana była przez kilkadziesiąt kolejnych lat.
JOANNA ŻÓŁKOWSKA BYŁA RÓWNIEŻ GOŚCIEM PROGRAMU 2 POLSKIEGO RADIA:
Czytaj też:
Audycja: Po drugiej stronie lustra
Prowadzi: Joanna Ficińska
Gość: Joanna Żółkowska (aktorka)
Data emisji: 16.08.2022/17.10.2023
Godzina emisji: 00.11
mg
Aktorstwo rodzi fikcję? Joanna Żółkowska: starałam się "wskakiwać w życie" - Jedynka - polskieradio.pl