Blaski i cienie przedwojennej Gdyni. Nowa książka Grzegorza Piątka

Data publikacji: 27.10.2022 09:50
Ostatnia aktualizacja: 27.10.2022 11:06
Ten tekst przeczytasz w 5 minut
Widok na Kamienną Górę w Gdyni
Widok na Kamienną Górę w Gdyni, Autor - Narodowe Archiwum Cyfrowe
Zdaniem Grzegorza Piątka fenomen Gdyni polega na tym, że jest ona jednocześnie szacowna i młoda. Krytyk architektury i pisarz w swojej nowej książce pt. "Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920-1939" w fascynujący sposób ukazuje powstawanie od podstaw nadmorskiego miasta, nie pomijając trudnych, ciemnych stron sukcesu Gdyni.

Grzegorz Piątek za swoje poprzednie książki ("Senator. Kariera Stefana Starzyńskiego", "Najlepsze miasto świata. Warszawa w odbudowie 1944-49") otrzymał Nagrodę Literacką m.st. Warszawy i inne wyróżnienia. W swoim najnowszym wydawnictwie gość Programu 1 Polskiego Radia przedstawia dzieje Gdyni poprzez jej architekturę.

Pisarz zaznacza w rozmowie z Magdą Mikołajczuk, że przed II wojną światową istniały dwie wersje nadmorskiego miasta. - Kiedy spojrzymy do źródeł przedwojennych, to okaże się, że istniały takie bardzo skrajne obrazy. Miasta sukcesu, wielkiego wyczynu i wytężonej pracy, pięknej modernistycznej architektury, gdzie wszystko to, co najlepsze w Polsce, spotyka się z morzem. A z drugiej strony był taki czarny obraz Gdyni jako miasta ludzi zawiedzionych, bezrobotnych, pracujących za bardzo małe pieniądze, żyjących w strasznych warunkach - opowiada Grzegorz Piątek.

Gość audycji "Moje książki" podkreśla, że tylko jeden z tych światów pozostał w zbiorowej świadomości. - Do naszych czasów dotrwał tylko ten pierwszy obraz. Ten drugi, czarny, istnieje gdzieś w nauce, w lokalnej legendzie, ale jest zepchnięty na margines. My żyjemy tą legendą pięknego, białego miasta modernizmu, w którym Polska pojawiła się w swojej najlepszej wersji nad Bałtykiem - mówi autor książki.

Ciemna strona Gdyni

W swojej publikacji Grzegorz Piątek opisuje problemy, z którymi zmagali się mieszkańcy przedwojennej Gdyni. - Do Gdyni jeszcze przed wojną przylgnął taki przydomek miasta amerykańskiego, czyli miasta, które bardzo szybko rośnie, w którym wszystko jest możliwe, i które od razu jest nowoczesne. Ale ta nowoczesność dotyczyła tylko wąskiej warstwy mieszkańców, którzy tam przyjechali już z zapewnioną posadą, albo którym się powiodło i znaleźli pracę, lub rozwinął się ich biznes. Natomiast większość ludzi przyjeżdżała w ciemno, zwabiona tym mitem sukcesu i miasta wielkich możliwości. I oni najczęściej kończyli źle. Albo nie było dla nich pracy, albo ta praca była niskopłatna - wymienia Grzegorz Piątek.

Czytaj również:

Dużym problemem w budującym się mieście portowym był brak mieszkań. - Państwo uruchomiło ten projekt, zbudowało imponujący port, który wzbudzał dość powszechny zachwyt. Ale tak jakby państwu, ministrom i dyrektorom nie przyszło do głowy, że jeśli ten port zacznie powstawać, jeśli tam zaczną ściągać tysiące ludzi do pracy, to za nimi przyjdą inni. I będzie trzeba ich nakarmić, zrobić tam jakieś zaopatrzenie. To wszystko zostało jakby zostawione żywiołowi. To był największy grzech Gdyni przedwojennej i z niego wynikało to, co nazywano przed wojną nędzą mieszkaniową. Czyli to, że osadnicy albo mieszkali kątem w jakichś okropnych warunkach, wynajmując pokoje w prywatnych domach i pierwszych kamienicach czynszowych, często po 3-4 obce sobie osoby w jednym pokoju, i drogo, albo wręcz w budach i barakach. Gdynia szybko obrosła takimi osiedlami nędzy - opowiada gość Radiowej Jedynki.

Kobieta w męskim mieście

Los mieszkaniowy przyjezdnych poprawił się dzięki pracy architektki Heleny Morsztynkiewicz. - Helena Morsztynkiewiczowa była rzeczywiście niesamowitą postacią i jedną z nielicznych architektek, które miały wpływ na przedwojenną Gdynię. Architektki w Polsce już całkiem sporo budowały przed wojną, ale Gdynia była bardzo męskim miastem. No i Helena Morsztynkiewicz obok Elizy Unger jest jedyną architektką, która zrobiła coś istotnego w przedwojennej Gdyni, mianowicie osiedle Pagedu, czyli tej wielkiej państwowej firmy handlującej drewnem, zatrudniającej setki robotników w gdyńskim porcie. I zdecydowała się zbudować dla nich takie wzorcowe osiedle. Nieduże mieszkania, ale za to z prądem i w nowoczesnym budownictwie. Absolutny awans dla wszystkich mieszkańców tych slumsów i baraków - wyjaśnia Grzegorz Piątek.

- Morsztynkiewiczowa jest dla mnie bardzo inspirującą postacią. Nie tylko projektowała wartościowe rzeczy, takie jak osiedle Pagedu, ale robiła też plany urbanistyczne dla miast, działała w towarzystwie urbanistów ze stowarzyszenia architektów, wydawała czasopisma, wydawała bilety urbanistyczne, uczestniczyła w kongresach i zjazdach, pisała artykuły. Kobieta wulkan, która jeszcze do tego zarażała wszystkich innych energią i entuzjazmem, uprawiała sporty i wędrowała. Także też pasowała do takiego wizerunku nowoczesnej kobiety - podkreśla pisarz.

W poprawę sytuacji mieszkaniowej w Gdyni zaangażowała się również Monika Żeromska, córka słynnego pisarza. Książka jej ojca, "Wiatr od morza", przyczyniła się do utrwalenia wizji monumentalnej Gdyni. - Stefan Żeromski wychował nie tylko swoją córkę w tym podziwie dla Gdyni. On właściwie wyrzeźbił wyobraźnię całego pokolenia polskiej inteligencji, która uwierzyła w ten projekt. Żeromski obserwował budowę portu w Gdyni, kiedy ona była jeszcze w powijakach, a już opisał ją w "Wietrze od morza" w tak monumentalnych kategoriach. To jest dla mnie niesamowita historia siły literatury. Że ta książka, która w ciągu roku rozeszła się w parutysięcznym nakładzie, a to było dużo, tak właśnie wpłynęła na wyobraźnię i zmonumentalizowała ten projekt Gdyni, co do którego na początku wiele osób miało wątpliwości - opowiada Grzegorz Piątek.

Jasne miasto

W porównaniu z ceglastym Gdańskiem budująca się Gdynia objawiła się jako bardzo jasne miasto. Gość audycji "Moje książki" wyjaśnia w rozmowie z Magdą Mikołajczuk, że było to celowe działanie. - Budując, i w ogóle inwestując w dawnym zaborze pruskim po odzyskaniu niepodległości, bardzo pilnowano, żeby ta architektura nowa nie kojarzyła się z dziedzictwem pruskim. Dlatego właśnie to, co budowano w Gdyni, tynkowano jasno od początku. Co ciekawe, odwrotny proces zachodził w Wolnym Mieście Gdańsku, gdzie bardzo chętnie nawiązywano do tego dziedzictwa pruskiego, jakby jeszcze bardziej zniemczając to miasto - wyjaśnia Grzegorz Piątek.

Pierwszym budynkiem nowej Gdyni był dworzec. Obiekt określono jako "kościół ustawiony w charakterze dworca". - Absolutna mieszanka wzorców z wnętrza kraju. Troszeczkę nawiązań do dworów, z takim spadzistym, bardzo nisko zawieszonym dachem, sygnaturą jak w kościele barokowym, z główną halą przypominającą nawę kościoła. I potem pojawia się architektura modernistyczna, czyli już uproszczona i niesięgająca do historii, troszkę przekraczająca te podziały na polskie i niemieckie w architekturze. Ale cały czas Gdynia trzyma się tych jasnych tynków, które są inne niż ta architektura pomorska czy gdańska. I dlatego właśnie już przed wojną Gdynia zyskała sobie przydomek "białej Gdyni". (...) Ale tak naprawdę one były białe tylko na czarno-białych zdjęciach. To były raczej pastelowe tynki; szare, kremowe, różowe, piaskowe. Ta biel i jasność miała też mocną symbolikę. Ta biel kojarzy się z nowym początkiem, czystą kartką, pewną niewinnością. I tak Gdynia się chciała kojarzyć - mówi gość radiowej Jedynki.


POSŁUCHAJ

25:07

Blaski i cienie przedwojennej Gdyni. Nowa książka Grzegorza Piątka (Moje książki/Jedynka)


Tytuł audycji: Moje książki

Gość: Grzegorz Piątek (autor książki pt. "Gdynia obiecana. Miasto, modernizm, modernizacja 1920-1939")

Data emisji: 26.10.2022 r. 

Godzina emisji: 23.09

qch/kor

cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.