Film od 27 stycznia możemy oglądać na ekranach polskich kin. To historia Tymka, młodego pianisty, studenta Warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego, który wraca na wakacje do swojej rodzinnej miejscowości, gdzie czekają na niego matka, młodszy brat i kumple z osiedla. Centralnym punktem spotkań lokalnej młodzieży jest nowo otwarty bar z kebabem. Tymek staje się świadkiem nakręcającej się spirali napięć między swoimi kolegami a pracownikami arabskiego pochodzenia. Spirali, której finał okaże się tragiczny w skutkach.
Punkt wyjścia
Damian Kocur podkreśla w Programie 1 Polskiego Radia, że obraz został zainspirowany prawdziwą historią, która wydarzyła się kilka lat temu w Ełku. - W wyniku nieszczęśliwego wypadku i bójki w barze z kebabem zginął chłopak dźgnięty nożem przez pracownika tego baru. Jest to punkt wyjścia do myślenia o tym filmie. Nie starałem się odtworzyć tych wydarzeń, bo to robota dla dokumentalisty. Zrobiłem film fabularny, w którym to jest tylko punkt wyjścia do tego, co się dzieje dalej - mówi. - To nie jest film o rasizmie, tylko o problemie z akceptacją czegokolwiek, co jest inne od tego, kim my jesteśmy. Jest to też film o tym, jak ta przemoc przenosi się z człowieka na człowieka - dodaje reżyser.
Obsadę stanowią naturszczycy. W rolach głównych zobaczymy znanego z Konkursu Chopinowskiego młodego pianistę Tymoteusza Biesa i jego brata Jacka. W pozostałych rolach wystąpili m.in. Bartosz Olewiński, Nikola Raczko, Nadim Suleiman i Nadim Shalabi. - To film zrealizowany z udziałem aktorów nieprofesjonalnych, którzy nie mają takiej nadmiarowej aktorskiej obecności przed kamerą, której ja osobiście nie znoszę. Mamy poczucie, że obserwujemy bardzo realny, rzeczywisty świat i bardzo realnych, rzeczywistych ludzi - ocenia rozmówca Joanny Sławińskiej.
Prawdziwi ludzie, prawdziwe emocje
- To, co jest dystynktywne dla mojego filmu, to to, że wszystkie emocje, które pojawiają się na ekranie, są prawdziwe. Jeśli ktoś płacze, to płacze naprawdę. Jeśli się śmieje - śmieje się naprawdę. Nie jest to kwestia aktorskich sztuczek i warsztatu, tylko po prostu obserwacja prawdziwych emocji - mówi. - To jest metoda, którą rozwijam od lat, bo nie jest to mój pierwszy film, zrobiłem wiele krótkometrażowych. Jest to też przedmiot mojej pracy badawczej przy szkole filmowej w Łodzi i temat mojej pracy doktorskiej - połączenie w jakiś sposób dokumentalnej postaci z fikcyjnym story. To się dokładnie zadziało w tym filmie, który zrobiliśmy. Połączyliśmy ludzi, których znałem, którzy istnieją naprawdę, którzy nie są aktorami, z historią, którą wymyśliłem w jakiś sposób i rozpisałem na papierze - wyjaśnia.
- Praca z takimi ludźmi daje masę frajdy, bo efekt jest dla mnie nieprzewidywalny i nie ma nudy na planie. Ciągle jest coś, co się wydarzy, czego nie możemy do końca przewidzieć. Poza tym jest to taki element mojego języka filmowego, który rozwijam i który bardzo różni się od tego, co zwykle oglądamy w kinie w Polsce. Nikt nie robi w tym momencie takich filmów jak ja, taką metodą. Nie uważam oczywiście, że to jest jedyna dobra metoda, ale to rodzaj kina, który ja uprawiam, który mnie interesuje osobiście - zaznacza Damian Kocur.
źródło: KinoŚwiat.pl/Youtube
Wśród swoich inspiracji reżyser wymienia film "Play" Rubena Östlunda. - Nie ma wielu takich ludzi, którzy robią filmy podobną metodą jak ja, ale na szczęście paru takich jest na świecie, w Europie - ocenia w "Kulturalnej Jedynce".
- Jest to trudna droga, bo jest to cały czas przecieranie nowych szlaków, ale mnie nie interesuje fotografowanie tekstu, nie interesuje mnie standardowa praca na planie, bo się potwornie nudzę. Muszę mieć poczucie, że to jest jakiś proces, który tworzy się w bardzo organiczny sposób na planie. Tekst jest bardzo rachityczny, a scenariusz zwykle krótki - podkreśla Damian Kocur.
Czytaj również:
Tytuł audycji: Kulturalna Jedynka
Prowadziła: Joanna Sławińska
Gość: Damian Kocur (reżyser, operator i scenarzysta filmowy)
Data emisji: 31.01.2023
Godzina emisji: 23.39
kh