O książce Bolesława (Wasyla) Bawolaka Łemkowskie piosenki ze Świątkowej Wielkiej. "Niemal każda wieś na Łemkowszczyźnie miała swój niepowtarzalny repertuar pieśni. Łemkowie ze Świątkowej byli ludźmi kochającymi muzykę i śpiew, który towarzyszył im stale, bez szczególnej okazji, przy każdym codziennym zajęciu: w domu, w obejściu, w gospodarstwie, w polu, na pastwisku. Najwięcej śpiewano na weselach, na chrzcinach, a w święta i niedziele w cerkwi. Śpiewano podczas wspólnego wykonywania różnych prac, w czasie żniw, sianokosów, wykopków, a w okresie zimowym przy wspólnym przędzeniu lnu i wełny, na tak zwanych weczirkach (prządkach). Śpiewano także podczas wypasu bydła czy owiec. Można śmiało powiedzieć, że śpiew i muzyka były częścią życia Łemków – od kołyski do grobowej deski" - mówi Bolesław Bawolak, badacz kultury swojej rodzinnej wioski.
Bawolak poświęca Świątkowej Wielkiej i jej rozsianym po świecie mieszkańcom już trzecią książkę. Poznaj pozostałe dwie:
Nauczyciel, muzyk, regionalista Bolesław "Wasyl" Bawolak, idąc w ślady swojego ojca, niemal całe życie spisywał pieśni i przysłowia Łemków.
- Niemal 80% pieśni spisałem od ojca, a ojciec od dziadka, który też był muzykantem wiejskim. Zacząłem muzykować, mając około 14 lat. tedy też zacząłem odpisywać od ojca melodie. A pierwsze wesele zagrałem razem z kapelą ojca, mając 18 lat. Ojciec trochę znał się na nutach, w krasnej armii, wcześniej w wojsku polskim był muzykantem - wspomina autor książki Łemkowskie piosenki ze Świątkowej Wielkiej.
Ojciec Bawolaka zapisywał melodie na trąbkę, jego syn musiał przetranskrybować je na harmonię.
- Kilkanaście lat grałem w ojcowskiej kapeli, chciał, żebym znał te melodie. Trenowaliśmy w domu. A łemkowskie piosenki to łatwe. najtrudniej to w nutach zapisać, żeby strojnie wyglądało.
Wasyl Bawolak nuty poznał w szkole, tam też nauczył się grać na akordeonie. Jego nastoletnie lata przypadają na lata 60. XX w. Nasz rozmówca wspominał ówczesną wieś i tamtejsze zabawy.
- Jak graliśmy dla Polaków, trzeba było wszystko grać po polsku. Wtedy nie bardzo można było się afiszować, kim się jest. Do zagrania melodii łemkowskiej też się nie przyznawało. Graliśmy też takie ogólne przeboje... Były wiejskie potańcówki, zabawy, festyny, dożynki. Na 22 lipca, 1 maja takie, powiedzmy, wiejskie potańcówki. W domach śpiewało się po łemkowsku. U nas w domu nastrój był łemkowski. Święta obchodzono "po staremu", znaczy po łemkowsku - wspominał Bawolak. - Jeszcze dawniej, dawniej, na początku II RP grali tu jeszcze Cyganie. Ale już z końcem lat 20. powstała w naszej parafii łemkowska kapela w składzie: dwoje skrzypiec (prym, sekund), basy albo bęben, klarnet i trąbka.
Mimo, że to już trzecia książka (drugo poświęcona pieśniom) Bolesława Bawolaka, autorowi nie udało się umieścić wszystkich zebranych melodii. Myślą przewodnią było ukazanie piesni mało znanych, także przynoszonych z wojska, z emigracji... Bawolakowi zależało na zachowaniu ich w pamięci.
- Mam taki stary zeszyt, który zapisywałem sobie jeszcze od ojca. Z tego wybierałem. Sam dokonywałem selekcji. Nie wiem czy dobrze... Czasem pojawiają się i popularniejsze piesni, ale na przykład inaczej grane. To też zapisywałem, jak myśmy tu "rzępolili". Niektóre z pieśni pochodzą jeszcze od dziadka, a on urodził się w 1869 roku!
Książka Łemkowskie piosenki ze Świątkowej Wielkiej to kolejny owoc współpracy z dr Tomaszem Kwoką z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Bardziej kruche niż szkło to wystawa ikon na szkle z kolekcji Ostapa Łozyńskiego w Muzeum Archirektury Drewnianej - Skansenie we Lwowie. Ikonopisarz, malarz, kolekcjoner Ostap Łozyński (1983-2022) w ciągu ostatnich dziesięciu lat swojego życia zgromadził jedną z najbogatszych współczesnych kolekcji ukraińskich ikon na szkle. Pochodzą z Pokucia, Huculszczyzny i Bukowiny. Przynać trzeba, że miał szczęście - nie zaczynał od zera. Podstawę pod kolekcję założyli jego rodzice - Taras i Roksolana Łozyńscy - znani lwowscy koneserzy i kolekcjonerzy sztuki ukraińskiej. Zanim Ostap poważnie zainteresował się kolekcjonowaniem, ich kolekcja liczyła siedemnaście ikon.
W przeciwieństwie do swoich rodziców i kolekcjonerów starszego pokolenia, którzy wciąż odnajdywali dzieła sztuki ludowej głównie in situ - na miejscu - Ostap kupował niemal wszystkie swoje ikony z drugiej i trzeciej ręki: w antykwariatach, na bazarach i pchlich targach oraz od sprzedawców w Internecie, a także od starszych kolekcjonerów i ich potomków.
Za pieniądze uzyskane z własnego malowania ikon kupował starodawne ikony. W ten sposób udało mu się zgromadzić prawie dziewięćdziesiąt kolejnych dzieł. Dziś kolekcja Ostapa liczy ponad sto zabytków i jest prawdopodobnie najcenniejszym i największym kompletnym zbiorem ikon na szkle. Wystawę Bardziej kruche niż szkło w Lwowskim Skansenie można obejrzeć do końca lipca 2024. Mariana Kril rozmawia o ekspozycji z kuratorem wystawy Romanem Zilinką (prywatnie ikonopiarzem i przyjacielem śp. Łozyńskiego).
- Zaczynamy od kolekcji rodziców, które Taras i Roksolana Łozyńscy zaczęli zbierać w latach 80. Zainteresowali się tym pod wpływem lwowskiego środowiska artystycznego (wśród nich był m.in. Volodymyr Patyk, nauczyciel Tarasa Łozyńskiego). Taras i Roksolana jeździli po wioskach i zbierali sztukę ludową. Dlaczego robili to prywatnie? Bo państwowe muzea nie zwracały zbytniej uwagi na sztukę religijną, sztukę Hucułów. Z kolei środowisko prywatnych kolekcjonerów było bardzo dynamiczne, wyjątkowe. Dzięki nim wiele ocalało w zawieruchach XX wieku - mówił Roman Zilinka, podając przykład, jak ważką rolę odegrali prywatni kolekcjonerzy: - Tych ikon huculskich, pokuckich jest około 700. Około 70% z nich należy do prywatnych kolekcji. Sporo by zginęło, gdyby nie oni. Zwłaszcza jeśli mówimy o szkle, które jest kruche i łatwo ulega zniszczeniu.
Małżeństwo Łozyńskich jeździło po wsiach, wstępowało do sklepów, cerkwi. Zaskarbiało sobie sympatię mieszkańców. W latach 50-60. sztuka ludowa nie kosztowały wiele, wystarczyło się zaprzyjaźnić, zagadać, czasem na coś innego wymienić...
Na wystawie znajdziemy także fragmenty historii, w jakich okolicznościach ikony zostały nabyte.
- Generalnie, znajdowały się w starych domach, jeszcze XIX-wiecznych. Rzadko kto już w nich mieszkał. W latach 50. budowano już nowe, a te stały nieużywane, czasem jeszcze jako kuchnia letnia, a obrazy wisiały na ścianach, z czasem wywędrowały na strych, do szopy...
A jaka jest historia malarstwa na szkle w Ukrainie? O tym w audycji!
Słuchaliśmy:
Wernyhora Hnała baba dida
Krajka Takoho’m frajiria (z płyty Krajka. W domu)
Krajka Jak jem yshol z Hamerymy do domu (z płyty Od Sanu do Donu)
Iwan Strutynskyi Chaban, piosenka do tańca ze wsi Molodkiv na Przykarpaciu
Tytuł audycji: Kiermasz pod kogutkiem
Prowadziła: Mariana Kril
Data emisji: 9.06.2024
Godzina emisji: 5.05