Klarnecista, ale też multi-instrumentalista, kompozytor, producent, z korzeniami w muzyce klasycznej, znany zarówno z zespołów, takich jak między innymi Saagara, Hera, LAM, Undivided czy To Tu Orchestra, ale też z działalności solowej, dawniej związany był głównie ze sceną jazzową, yassową, improwizowaną, dziś – elektroniczną, ambientową, minimalistyczną.
Podczas licznych podróży do Japonii artysta miał okazję wsłuchać się w zupełnie inny świat – ptaków, sztuk wizualnych, ludzi, ciszy. Tak powstała pierwsza część jego muzycznego obrazu dalekiego kraju, który – jak mówi artysta – ciągle go czegoś uczy. O sięganiu po nowe brzmienia, o wyzwaniach pracy solowej, o Japonii skłaniającej do refleksji, o technologii zmieniającej relacje między muzykami. Wacław Zimpel był gościem Muzycznych Spotkań.
Japanese Journal Vol. 1 najnowsza płyta Wacława Zimpla to wynik ubiegłorocznej podróży do Kraju Kwitnącej Wiśni.
- To nie była moja pierwsza podróż do Japonii. Pierwszy raz trafiłem tam około 10 lat temu. W tej chwili tak się złożyło, że moje kontakty z Japonią mocno się odnowiły i zacieśniły. Szczególnie za sprawą moich kontaktów z grupami teatralnymi, dla których pisze muzykę – wspomina Zimpel.
2023 rok zaowocował ścieżką muzyczną do spektaklu Iwona, księżniczka Burgunda i spotkaniem z zaprzyjaźnionymi muzykami, których artysta dawno nie widział. Zaczął nagrywać ich muzyczne spotkania. Te obrazy spotkanych ludzi, zabrał ze sobą i umieścił na płycie.
Japońskie współbrzmienia natury i tradycji
Co przyciąga Wacława Zimpla do Japonii? Nie tylko bogata kultura i historia kraju. Miał szczęście poznać wyjątkowych ludzi, którzy przybliżyli japońskie dziedzictwo i filozofię postrzegania świata.
- Porusza mnie także wizualna strona Japonii. To, w jaki sposób w tradycyjnej architekturze mocno operują tą przestrzenią, pozostawieniem pustki, pewnym rodzajem ciszy. I faktycznie chyba, wychodziłem z wizualnego aspektu – dodaje Zimpel.
Japonia to także miejsce, w którym łatwiej spotkać się z samym sobą. Możliwość tych podróży do wnętrza, które dla Zimpla są nie lada luksusem, również przyciąga muzyka do Kraju Kwitnącej Wiśni. Zajrzenia w głąb siebie uczą go tam kultura i natura.
- Gdy wiosną byłem w Japonii, miałem okazję się spotkać z niesamowitą postacią. Wybitny tłumacz literatury polskiej na japoński, po polsku mówi lepiej niż przeciętny Polak. I poznawałem tę japońską kulturę z jego perspektywy, dojrzałego już człowieka. Spędziłem u niego w Nagano, w domu w górach kilka dni. Tam trzeba się wsłuchiwać w ptaki. One są bardzo oszczędne. Można bardzo łatwo zlokalizować, skąd ten dźwięk do nas dochodzi. To jest zupełnie inne i też wiele wyjaśnia. Ta natura sama w sobie jest inna, bardziej oszczędna, spokojna. Jest tam więcej przestrzeni. Wydaje mi się, że to promieniuje na wszystko, co później związane jest z muzyką, sztukami wizualnymi.
Podczas wizyty w Japonii Wacław Zimpel poznał mistrza fletu shaku hachi – Kodamę. „Ten flet jest takim ptakiem”, wskazuje muzyk, który widzi wiele podobieństw między naturą a instrumentami w Japonii. Dostrzega umiłowanie szczegółu zaklętego w każdym wydobywanym dźwięku, w przepływie powietrza, w ciszy.
Przez elektronikę do rzeczywistości
Nagrania natury i kultury Japonii Zimpel przepuszcza przez elektronikę. Jego, ostatnio, ulubiony język.
- Ta muzyka nie jest generatywna. Nie używam tam żadnych syntezatorów, sekwencerów. Używam raczej narzędzi do przetwarzania akustycznego dźwięku, na przykład dileye taśmowe, pogłosy. Ale staram się, żeby w tego typu kolażach, dźwięk akustyczny był czymś wiodącym, a elektronika jest po prostu moim sposobem słyszenia tego, co się tam dzieje i mój sposób przetwarzania rzeczywistości tam zastanej.
Japanese Journal Vol. 1 to muzyka ciszy, minimalistyczna. Przywołująca na myśl medytacyjny stan.
- Jeżeli słychać ten rodzaj przestrzeni w tym, co robię, to jest to dla mnie mega komplement. O to właśnie chodzi, żeby tą przestrzenią się dzielić. Wydaje mi się też, że ten medytacyjny stan, to poszukiwanie to właśnie praktyka muzy.
Do wyjątkowej jej praktyki doszło m.in. podczas przygotowywania muzyki do spektaklu w Kioto. Soundtrack oparty jest bowiem na dźwiękach przetworzonej rąbki Kamila Szuszkiewicza.
- Zaprosiłem Kamila i poprosiłem go o coś takiego, nie wiem, czy to jest do końca etyczne, ale poprosiłem go, żeby zagrał skalę chromatyczną różnymi artykulacjami. Od najniższego rejestru do najwyższego. Brzmienie Kamila wrzuciłem do samplera i grałem nim na klawiaturze. Faktycznie, jest to doświadczenie ciekawe, trochę wyzwalające, bo przestaje się być takim stuprocentowym demiurgiem… którym się nigdy tak naprawdę nie jest, bo zawsze wszystkie relacje wpływają na to, kim jesteśmy.
Poznać część siebie poprzez muzykę
W studiu Jedynki Wacław Zimpel wrócił uwagę na stary magnetofon szpulowy, który w Radiu znajduje się od 50 lat.
- Odkrywanie nowych technologii w muzyce chyba niewiele się różni od odkrywania odległych kultur. Procesem nagrywania zajmuje się od dawna. Ale z drugiej strony bardzo długo nie byłem nim zainteresowany. W momencie, kiedy zacząłem tworzyć swoje studio, zacząłem wchodzić właśnie w kwestie produkcji. Czułem się jak na obcej ziemi. Okazało się, że ludzie, z którymi normalnie piję kawę i rozmawiam o muzyce indyjskiej, mają taką przestrzeń, o którą ja nigdy nie pytałem, która jest tak bogata i tak niezwykła jak fascynująca! Na pewno jestem ciekawy różnych rzeczy, zjawisk. To chyba pozostałość bycia dzieckiem. Widzisz coś, czego nie znasz, nie rozumiesz. Chcesz tego dotknąć zobaczyć, jak działa. I zaglądanie do zakamarków sprzętów elektronicznych – to też idzie w parze z wtyczkami do muzyki elektronicznej, elementami, które można dobudować sobie do takiego sprzętu. Muzycznego majsterkowania.
Początki producenckie Wacława Zimpla nie były tak różowe. W liceum bardziej, niż elektornika interesował go jazz, muzyka akustyczna. Przez Michela Portala zaczął grać na klarnecie basowym, awangarda lat 60.-70. była mu bliższa niż Aphex Twin. Praca w studiu wydawała się złem koniecznym i stresowała muzyka przez długi czas.
- Była to konieczność konfrontacji z tym, kim tak naprawdę jestem jako muzyk. I z tym, co potrafię, a przede wszystkim – czego nie potrafię. To było dla mnie strasznie stresujące. Podobnie przez długi czas było z nagrywanymi koncertami, które później miały wyjść jako płyta. Ale trans wchodzenia w muzykę był dużo silniejszy niż ten rodzaj stresu. Rzadko się zdarzało, że słuchałem czegoś i miałem poczucie, że to jest wystarczające. Myślę, że jest to coś takiego, z czym bardzo wielu artystów, artystek się boryka. Im jestem starszy, tym mam większą akceptację do tego, kim Jestem i do tego. co potrafię i czego nie potrafię.
W poszukiwaniu nowego brzmienia Zimpel zaczął używać elektronicznych narzędzi w poszukiwaniu nowych środków wyrazu. Zrodziło się w nim pragnienie wykorzystania nowych narzędzi do cna. Poznania ich. I wydłużenia procesu tworzenia muzyki.
- Tak zacząłem kompletować, składać i przede wszystkim – zacząłem poznawać, o co chodzi w produkcji, o co chodzi w słuchaniu. W sumie okazało się, co jest dziwne… że ja nie potrafię słuchać. Słyszę harmonię, interwały, ale czy słyszę częstotliwości? Czy słyszę, w jakich przestrzeniach dane instrumenty brzmią dobrze? To jest coś, czego się musiałem nauczyć. Oraz spokoju – czy jestem w stanie posiedzieć te 20 minut i w spokoju, ze skupieniem posłuchać tego, co nagrałem? Dla mnie to było ogromnym problemem na początku!
Zwrot do solowej działalności, zwrot ku elektronice Wacław Zimpel traktuje nieco jak terapię. Tworzenie w samotności uczy inaczej słuchać, konfrontuje z samym sobą.
Tytuł audycji: Muzyczne spotkania
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 10.08.2024
Godzina emisji: 23.05