Maniucha Bikont to wokalistka, muzyczka i performerka. Praktykuje muzykę tradycyjną, nowoczesną i autorską. Gra na tubie. Układa piosenki, tworzy i wykonuje muzykę do filmów i przedstawień teatralnych. Współtworzy zespoły: Maniucha i Ksawery, Tęgie Chłopy, Dom, Dziczka, Niewte. Jej twórczość jest doceniana, m.in. w konkursach Polskiego Radia.
Maniucha Bikont robi "Porządki"
Niedługo ukaże się solowa płyta Bikont - "Porządki", powstała we współpracy z Assafem Talmudim, izraelskim producentem i instrumentalistą sceny punk, folk, jazz i pop, oraz Marcinem Wichą, eseistą, laureatem Nagrody Literackiej Nike. Projekt łączy tradycję, elektronikę i jazz, dryfując w stronę muzyki indie.
To osobiste historie na wielogłos, bogate instrumentarium i autorskie teksty. Bazując na badaniach terenowych, które Bikont prowadziła w Polsce, na Ukrainie, Białorusi i w Rosji, artystka na nowo opowiada stare historie. Tytułowe "Porządki" odnoszą się zarówno do życia codziennego, rozliczenia mrocznych historii ze szkolnych korytarzy, jak i pokazania osobistej perspektywy na wojnę za wschodnią granicą.
Rola śpiewaczek na wsi się zmieniła
W audycji "Głosy kobiet" Maniucha Bikont mówiła o płycie "Porządki" w szerszym kontekście. Wyjaśniła, skąd te pieśni, które - autorsko przetworzone - znajdziemy na wydawnictwie, się w ogóle wzięły. Artystka opowiedziała, że gdy wyjeżdża w teren, na wieś, chodzi od domu do domu, poszukując najstarszych mieszkańców. Nawiązuje z kimś relację i uczy się od niego warsztatu, śpiewu.
- Rola śpiewaczek na wsi się zmieniła - podkreśliła. - Dziś grupy sąsiedzkie to margines, pojedyncze śpiewaczki są raczej outsiderkami. One wyrosły przy swoich matkach, ciotkach, które kiedyś były liderkami. Śpiew towarzyszył im podczas prac w polu, różnych obrzędów, ślubów i pogrzebów. Towarzyszył wszystkim najważniejszym wydarzeniom na wsi. To pokolenie już odeszło - wskazała gościni radiowej Jedynki.
- Każda z pieśni, póki jest żywa, ma wiele swoich wersji, które zależą od wielu rzeczy. Od nastroju śpiewaczki, od tego, czy śpiewa ona sama czy w grupie, z którego krańca wsi pochodzi. Każda śpiewaczka prowadzi taką narrację pieśni po swojemu. Kiedy kobiety śpiewają wspólnie, to każda z nich prowadzi swój głos, ale to nie jest nigdzie rozpisane, ustalone, tylko na bieżąco śpiewaczki się wyczuwają. Tak jakby tkały nić czy pajęczynę - wytłumaczyła.
Bikont podkreśliła, że przez lata śpiewała te pieśni i z kobietami na wsiach, i ze swoimi koleżankami. Jej głowa zapełniła się pieśniami, nastrojami, opowieściami. - Dojrzewam do tego, żeby opowiedzieć jakieś swoje historie, po swojemu tę muzykę przetworzyć - opisała. Tak powstały "Porządki".
Czytaj także:
Wojna sprawiła, że ten świat się rozpękł
- Kiedy lata temu, przed 2014 rokiem, jeździłam na Polesie, ludzie tam mieszkający mieli tożsamość przede wszystkim miejscowych. Śpiewaczki, z którymi się spotykałam, nie miały takiej silnej tożsamości narodowej. Przez lata, przez różne silne wydarzenia polityczne, które miały miejsce, sama poczułam, jak ta ich tożsamość się zmienia i unaradawia. Jestem pewna, że w związku z wojną to wszystko przyspieszyło - powiedziała Bikont.
Rozmówczyni Ludwiki Włodek wskazała, że przed aneksją Krymu miała wrażenie, że uczestniczy we wspólnocie - wspólnocie badaczy folkloru, ale też wykonawców.
- Takiej naukowo-artystycznej wspólnocie. Ten świat się kompletnie rozpękł. Ja to obserwowałam. Wojna sprawiła, że absolutnie nie dało się dalej współpracować - przyznała. - Myślę, że całe środowisko jest w takiej tranzycji. Próbują się wszyscy jakoś odnaleźć, ustalić, jak dalej tworzyć jakiś wspólny świat badań, wymiany myśli - dodała.
Na audycję "Głosy kobiet" w czwartek (3.10) po godz. 21.00 zaprosiła Ludwika Włodek.
kk/kmp