Andrzej Pągowski: miałem w życiu szczęście, wskoczyłem do odpowiedniego pociągu

Artysta grafik Andrzej Pągowski (rocznik 1953, urodzony w Warszawie) ukończył z wyróżnieniem Wydział Sztuki Użytkowej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu.

Na początku kariery zajmował się rysunkami satyrycznymi - publikował m.in. w "Szpilkach" i "Przekroju". Później zaczął projektować plakaty. W dorobku ma także m.in. projekty okładek płyt, ilustracje książkowe, czołówki telewizyjne, teledyski, scenografie teatralne i telewizyjne. Jest autorem projektu gwiazdy używanego w Alei Gwiazd w Łodzi, a także licznych murali.

Po raz pierwszy wystawił swoje prace w 1975 roku w Poznaniu. Od tej pory brał udział w kilkudziesięciu wystawach w różnych miastach Polski i Europy. Poza prywatnymi zbiorami jego prace znajdują się m.in. w nowojorskim Metropolitan Museum of Art czy madryckim Círculo de Bellas Artes.

Otrzymał kilkadziesiąt nagród i wyróżnień. Niedawno został odznaczony Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". To był punkt wyjścia rozmowy dziennikarki radiowej Jedynki Martyny Podolskiej z artystą w audycji "Spotkanie z...".

Czytaj także:

Ja tych kamieni milowych miałem bardzo dużo

- Przychodzi taki moment, kiedy wszyscy cię podsumowują, i wtedy znów pojawią się nagrody. One są takim wyznacznikiem, że warto było to robić, że warto to robić nadal. 

Po latach do mnie dociera, że całe kino moralnego niepokoju to moje prace. Pierwszy kosmonauta - to moja praca. Wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej - to moja praca. Pierwsze prace komputerowe - to moja praca. Zmiana czołówki "Dziennika" na "Wiadomości" w telewizji - to moja praca. Ja tych kamieni milowych miałem bardzo dużo - wskazał Andrzej Pągowski w radiowej Jedynce.

Gość audycji "Spotkanie z..." zwrócił uwagę, że ludzie byli zaskoczeni, gdy postanowił zorganizować obchody 40-lecia swojej pracy zawodowej. - A ja byłem na 50-leciach, 60-leciach i widziałem, że jubilat to nawet nie do końca rozumiał, na jakiej imprezie się znajduje [...] O wiele przyjemniej jest świętować z pełną świadomością, a nie odbierać wyróżnienia, gdy nie ma się już siły z nich cieszyć - ocenił.

- Pojawiłem się na rynku w momencie, kiedy polska szkoła plakatu, ci wielcy twórcy, byli już mocno usadowieni, ale rynek już był zmęczony tym, że cały czas przewijają się te same nazwiska. Ja się wybiłem, gdy nastąpiło takie zaciągnięcie świeżego powietrza. Potem nastąpił ciąg niesamowitych zbiegów okoliczności - opisał.

- Dziś jak patrzę na kariery młodych ludzi, to mi się przypomina film "Przypadek" Krzysztofa Kieślowskiego. Ja miałem to szczęście, że dogoniłem odpowiedni pociąg, wskoczyłem do odpowiedniego pociągu, a potem, gdy ten zwalniał, na horyzoncie pojawiał się kolejny odpowiedni. Dziś jest dużo pociągów, które kuszą, pociągów luksusowych, pociągów donikąd - zaznaczył.