Konno, przez pola, z modlitwą o urodzaj. Wielkanocne zwyczaje w Bieńkowicach na Górnym Śląsku

Data publikacji: 20.04.2025 06:00
Ostatnia aktualizacja: 20.04.2025 21:45
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
 Wielkanocna pocesja konna w Bieńkowicach przed wojną (z arch. Gerarda Stoszka)
Wielkanocna pocesja konna w Bieńkowicach przed wojną (z arch. Gerarda Stoszka), Autor - GS
W Wielkanocny poranek świętujemy, poznając cenne wielkanocne tradycje! Jedną z nich jest wielkanocna procesja konna na Górnym Śląsku w Bieńkowicach. W tym roku odbędzie się w Poniedziałek Wielkanocny od 13:00.

POSŁUCHAJ

52:27

Wielkanocne tradycje Górnego Śląska i Moraw (Jedynka/Kiermasz pod kogutkiem)

 

Święty Jerzy, wiosenny patron bydła i koni

Tuż po Wielkiejnocy (2025), 23 kwietnia wypada święto Jerzego, uznanego za patrona m.in. bydła i koni.

- Święty Jerzy, zwany na Morawach Jurzykem, jest przede wszystkim patronem koni. To właśnie 23 kwietnia gospodarze wyprowadzają ze stajni młode konie i ujeżdżają je. Ma to zapewnić zwierzętom zdrowie, a gospodarzowi – pomyślność w dalszej hodowli – tłumaczyła dr Szymańska.

Jerzy miał także chronić krowy przed działaniem czarownic, szczególnie – podbieraniem mleka.


Procesja Konna w Bieńkowicach Procesja Konna w Bieńkowicach

Wielkanocne procesje konne

Wielkanocna tradycja konnego objazdu pól to jeden z najstarszych zwyczajów zachowanych na Śląsku i Łużycach. Ten doroczny zwyczaj o charakterze agrarnym, zwany również rajtowaniem, krzyżokami, czy jazdą za Panem Bogym, organizowany jest do dzisiaj w powiatach: gliwickim, oleskim, strzeleckim i raciborskim. Jego głównym celem była (i jest) prośba o urodzaj i dobre plony, ale na przestrzeni lat zyskał dodatkowo charakter widowiska dla osób zgromadzonych na trasie procesji. Na terenie województwa śląskiego procesje organizowane są w Poniedziałek Wielkanocny, w województwie opolskim w Niedzielę Wielkanocną. Na zasadniczy przebieg zwyczaju składa się objazd pól, wyścigi konne oraz wieńczące całe wydarzenie nabożeństwo w kościele. Na czele każdej procesji jedzie gospodarz z krzyżem procesyjnym, a następnie jeźdźcy wiozący krzyż wielkanocny oraz figurę Chrystusa Zmartwychwstałego. Główną zmianą, która zaszła na przestrzeni lat jest poszerzenie w latach 70. i 80. XX w. składu jeźdźców o kobiety. [w:] Narodowy Instytut Dziedzictwa

O jednej z takich procesji Patrycja Zisch rozmawiała z hodowcami koni, współorganizatorami i długoletnimi uczestnikami procesji - Maksymilianem Galdą i Gerardem Stoszkiem z Bieńkowic. Wielkanocne procesje konne na Górnym Śląsku od 2022 roku są wpisane na listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.

Święty Jerzy, znany jako patron koni, od wieków patronuje również wielkanocnym procesjom konnym – dziękczynno‑błagalnym objazdom pól, podczas których gospodarze modlą się „o dobre urodzaje, pogodę i ochronę swoich plonów”. Te rytualne przejazdy zachowały się przede wszystkim na Opolszczyźnie i Górnym Śląsku. Zgodnie z miejscowym zwyczajem, w Bieńkowicach wyruszają one w Poniedziałek Wielkanocny, najwcześniej o 12:30, a najpóźniej o 16:00. Słysząc pierwszy dzwon, jeźdźcy gromadzą się pod kościołem, by potem ustawić się parami wedle starego porządku. Przygotowanie zwierząt spoczywa na tzw. koniorzach, którzy dbają o to, by konie błyszczały w nowych ogłowiach i ozdobnych uprzężach.

Gerard Stoszek, który – jak sam zaznacza – jest najstarszym jeźdźcem w okolicy, a „najważniejszymi uczestnikami” zawsze są konie, w przypadku pana Stoszka – klacze. Gerald Stoszek po raz pierwszy uczestniczył w procesji w 1961 roku, mając 8 lat i nieprzerwanie brał w niej czynny udział do 2023 roku. 

Pisanki i kroszonki z raciborskiego muzeum

W Raciborzu tradycja zdobienia jaj żyje nadal, m.in. dzięki warsztatom w Muzeum Etnograficznym.

- Pisanki są malowane woskiem i są dwie techniki: jedna to batik, czyli nakładanie wosku na jaja, a druga to kraszanki – drapanie kolorowych, już pomalowanych jajek – tłumaczy pani Małgorzata Drożdż, lokalna kroszonkarka, która prowadziła w muzeum warsztaty dla dzieci i młodzieży.

Dzieci z entuzjazmem próbują tworzyć skomplikowane wzory, a każda praca wraca z nimi do domu jako pamiątka i zachęta do dalszej nauki. Pani Małgorzata zastanawia się, czemu obecnie już rzadko spotyka się tradycyjnie zdobione jajka. Może to kwestia czasu? Bo przygotowanie jaj pochłania wiele czasu. Ludzie wolą wyjść na spacer…

 

Pisanki batikowe autorstwa kroszonkarki Małgorzaty Drożdż Pisanki batikowe autorstwa kroszonkarki Małgorzaty Drożdż

 

W większości regionów Polski Wielkanoc kojarzy nam się ze śniadaniem przy bogato zastawionym stole, ale na pograniczu polsko‑czeskim i na Podhalu dawniej wyglądało to zupełnie inaczej. Podczas dzielenia święconym jajkiem składano sobie życzenia. Wielkanoc rozpoczyna msza zwana rezurekcyjną, połączona z uroczystą procesją. Dawniej powracający z rezurekcji gospodarze starali się być w domu przed innymi mieszkańcami wsi. To właśnie ci, którzy dotarli do chaty jako pierwsi mogli – według wierzeń – cieszyć się wcześniej skończoną pracą na polu.

 

Gdzie zniknęło wielkanocne śniadanie?

W tradycji morawskich rodzin z Pogranicza, jak wyjaśnia dr Marcela Szymańska.

- W roku kalendarzowym morawskich rodzin są trzy ważne daty: to Boże Narodzenie, Wielkanoc i odpusty parafialne. Wiemy doskonale, że dawniej wszystkie gospodarstwa domowe były samowystarczalne. Gospodynie przyrządzały potrawy z tego, co dawała im ziemia. To śniadanie świąteczne też z początku było bardzo skromne. W tradycyjnych morawskich rodzinach, jeszcze dwie-trzy dekady temu, wielkanocnego śniadania nie było. Świętowanie zaczynało się od wystawnego obiadu.

Jakie dania stawiano na wielkanocnym obiadowym stole? Zupa nudlowa, czyli rosół z makaronem, na drugie danie – kluski – ghałeczki (z dźwięcznym „h”), rolada, zołza i modre zeli. Taki wystawny obiad towarzyszył morawskim rodzinom przy każdej ważnej uroczystości.

- Współczesne śniadanie wielkanocne ma już miejsce. A czemu nie było go dawniej? Ponieważ nie święciło się pokarmów. Święcenie pokarmów pojawiło się w latach 80. XX w. Starsze pokolenie uznało to jako „nie nasze”. Ponadto, warto pamiętać, że jesteśmy w środowisku agrarnym. Gospodarze wracali późno nocą i od razu szli spać, by po kilku godzinach wstać do obrządku gospodarstwa. Po prostu nie mieli czasu na poranne nabożeństwo – dodaje dr Szymańska, zwracając uwagę, że do dziś pamięć o tej zmianie pozostaje żywa. – Ale, mimo wszystko, nie brakowało pisanek! Nie ozdabiały ich gospodynie. Nie miały na to czasu. Ale zawsze w okolicy była jakaś „swobodna cietka”, czyli starsza niezamężna kobieta. Ona miała czas, by zająć się procesem twórczym. Przyjmowała więc zlecenia przed Świętami. Jedna gospodyni zamawiała średnio 20-30 jajek. Z tego nieduża część była zjadana w czasie świątecznego posiłku, większość zaś trafiała do młodych dziewcząt, które obdarowywały jajkami chłopaków podczas Wielkanocnego Poniedziałku.



Na audycję Kiermasz pod kogutkiem w Niedzielę Wielkanocną (20.04) o godz. 5.05 zapraszała Patrycja Zisch-Piekarska.

W samo południe
W samo południe
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.