Andrzej Kopiczyński do dziś jest kojarzony z inżynierem Karwowskim, czyli słynnym Czterdziestolatkiem. Popularność serialowego bohatera trochę go zaskoczyła, bo nigdy o nią nie zabiegał. Zresztą do filmu trafił przypadkiem.
Zanim zagral w "Czterdziestolatku" grał głównie w teatrze. - Ja miałem przez te lata bardzo dużo szczęścia do dyrektorów i do dobrych ról - wspomina w radiowej Jedynce. Na casting poszedł na luzie. - Dopiero kiedy Gruza spytał, czy mam pomysł, kto mógłby zagrać moją żonę zorientowałem się, że najprawdopodobniej dostałem tę rolę - mówi w "Spotkaniu z mistrzem".
Aktor do dziś spotyka się z sympatią wśród ludzi, którzy go kojarzą z inżynierem Karwowskim. Ta rola też spowodowała, że nie chciano go obsadzać w innych filmach. - My tu pracujemy nad poważnym filmem, a raptem wejdzie inżynier Karwowski - słyszał często aktor. Podobnie było w teatrze. Gość radiowej Jedynki wspomina, że kiedy grał w "Weselu" w Teatrzer Narodowym, to jak wyszedł na scenę po widowni poszedł głosny szmer "inzynier Karwowski".
Kopiczyński przyznaje, że 40 lat to piękny wiek. - Poruszyła mnie dopiero liczba 50 - przyznaje. Dopiero wtedy zaczął się nad sobą zastanawiać. I tak trwało to do 60-tki.
Gość Jedynki tłumaczy też dlaczego unika telewizji, jakiej muzyki słucha i wspomina przedstawienie "Po latach o tej samej porze", w którym grał razem Grażyną Barszczewską.
Rozmawiała Anna Retmaniak.
(ag)
Popularnością dorównywał Klossowi - Jedynka - polskieradio.pl