- Naturalną rzeczą było, że do strajku się przyłączymy. Całą noc razem z Aliną Pienkowską i Andrzejem Gwiazdą przygotowywaliśmy listę postulatów, które zgłosimy – wspomina pracujący wtedy w ELMORZE Bogdan Lis. Część z nich znalazła się następnie wśród 21 postulatów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego.
Mimo to strajk zawisł na włosku, bo dyrekcja Stoczni Gdańskiej zgodziła się częściowo zrealizować żądania stoczniowców. Właśnie wtedy w stoczni pojawili się przedstawiciele przedsiębiorstwa komunikacyjnego, w tym Henryka Krzywonos, która razem z Aliną Pienkowską i Anną Walentynowicz wzywały stoczniowców. - Stanęłam na wózku akumulatorowym przed bramą. Krzyczałam, jak się nazywam, skąd jestem, że wyduszą nas jak pluskwy - wspomina Krzywonos.
Sytuacja była niebezpieczna, bo Lech Wałęsa ogłosił już przez głośniki zakończenie strajku. - Jak ogłosił przedłużenie, to mikrofony już nie działały, w Stoczni Gdańskiej zostało tylko 300 osób i ok. 1000 w remontowej. To była bardzo groźna sytuacja. Gdyby nas zaatakowali, to rozbliliby strajk – mówi Bogdan Borusewicz.
Potrzebę walki i wspólnoty udało się podtrzymać głównie dzięki Kościołowi, a najważniejszą rolę odegrali księża Hilary Jastak i Henryk Jankowski.
Przygotowała: Katarzyna Pilarska
Data emisji: 17.08.2015
Godzina emisji: 7.50
"Kronika narodzin Solidarności" została wyemitowana w "Sygnałach dnia".
tj/jp
Gdyby nie Kościół, strajk by się załamał - Jedynka - polskieradio.pl