Polskie znaki przemijania

Data publikacji: 15.04.2022 23:59
Ostatnia aktualizacja: 16.04.2022 11:23
Ten tekst przeczytasz w 6 minut
Polskie Znaki
Polskie Znaki, Autor - Kobas Laksa

POSŁUCHAJ

Polskie znaki przemijania (Jedynka/Muzyczne Spotkania)

Choć dziś już tego nie odczuwamy, niegdyś czas postu (Adwent, a zwłaszcza Wielki Post), były niezwykle ważnymi okresami w życiu społeczności. Rygorystyczne zasady dotyczące umartwiania się, refleksji nad życiem doczesnym i śmiercią miały pomóc w wejściu w najważniejsze momenty w obrzędowości ludowej – Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Ale także przygotować na ostateczność, oswoić z nieodwracalnym – przemijaniem i śmiercią.

Okresy postów kojarzą się przede wszystkim z ciszą, zakazem hucznych zabaw, muzykowania. Niemniej właśnie wtedy (i tylko wtedy) można było usłyszeć repertuar pieśni wielkopostnych, pasyjnych czy adwentowych. Przeznaczony był on na bardzo konkretny okres w roku. Wierzono, że śpiewanie ich w innym, niż przeznaczony do tego, czasie, może sprowadzić na śpiewaka śmierć.

Po rzadko popularyzowany, lecz cenny repertuar wielkopostny w albumie „Rzeczy ostatnie” sięgają muzycy i producenci: Radek Łukasiewicz (Bisz/Radex, Pustki, Artur Rojek), Jarek Ważny (Kult) oraz Janusz Zdunek (Kult). Zespół Polskie Znaki postanowił zmierzyć się z tematem przemijania, śmierci i żałoby. Do projektu zaprosili znane postacie polskiej sceny muzycznej, takich jak Sanah, Matylda Damięcka, Michał Szpak. Muzycy grupy Polskie Znaki dzielą się swoimi wspomnieniami z dzieciństwa na wsi, gdzie śmierć była normalnym, oswojonym widokiem. Ten sam widok obecnie jest ukrywany, zwłaszcza przed najmłodszymi. Zapraszamy na rozmowę o przemijaniu – ludzkim i pewnej epoki, kiedy to na wieś rozbrzmiewała pieśnią oswajającą z ludzką tragedią.

Czy temat śmierci może być nośny w muzyce popularnej? Czego spodziewali się twórcy podejmując się właśnie tej tematyki?

- Dla mnie jako słuchacza muzyki to było od pewnego czasu rozczarowanie – mówi Radek Łukasiewicz – W zagranicznej muzyce popularnej od pewnego czasu widzę próby mówienia o odchodzeniu, żałobie. Robią to Nick Cave, PJ Harvey nie boja się o tym mówić, zaryzykować trudnego tematu, żeby nie urazić fanów. W polskiej muzyce się to nie odbywa, może czasem pojawi się jakiś intymny utwór… Z kolei jako twórca muzyki rozumiem to. Człowiek mający 30-40 lat, boi się, że ma za mało doświadczenia, żeby mówić o rzeczach ostatecznych tak, by nie było to płytkie, banalne.

ręce stół modlitwa ludzie przy stole wspólna modlitwa.jpg
Przeczytaj także:
O tradycji wspominania zmarłych podczas Bożych Obiadów na Kurpiach

I oto znajdujemy się w momencie, gdy z pomocą przychodzi kultura tradycyjna. Jarek Ważny wskazał Łukasiewiczowi pieśni tradycyjne, traktujące o śmierci. To wprowadziło Polskie Znaki na, do końca im nieznany, żyzny grunt.

Dekadę temu Jarek Ważny, kierowany zainteresowaniem śpiewami żałobnymi, zaczął je nagrywać. Jak przyznaje, z początku w swojej ignorancji wierzył, że pieśni żałobne – podobnie jak inne pieśni tradycyjne – mają swoje odpowiedniki w każdym z regionów. Zupełnie inne są pieśni kurpiowskie od lubelskich. Tymczasem, „nic bardziej mylnego”, mówi Ważny. Teksty pieśni żałobnych, jak Polska długa i szeroka są bardzo podobne, czasem wręcz takie same. Co innego melodie – te rzeczywiście różnią się od siebie.

- Ja zbierałem swój urobek na Zamojszczyźnie, skąd pochodzę. Na szczęście, tradycja się tam zachowała. Sporo jest pań, głównie pań, panie się tym zajmowały, choć przecież są i panowie-kantorzy, którzy te pieśni wykonują i posiedli tę umiejętność. Natomiast tam, gdzie ja docierałem, głównie panie śpiewały z zeszytów w kratkę z doklejonymi, pożółkłymi kartkami. – wspomina Ważny – Peregrynowałem od wsi do wsi. To był Słusiec, Rusiniec, Majdan Górny, Ruda Wołoska, okolice powiatu Tomaszowskiego. Ale wypuszczałem się też poza granice województwa, do Lubaczowskiego. Tam był Lubaczów, Gorajec… Panie z Niezapominajki bardzo nam pomogły.

Depozytariusze tradycji nie zawsze jednak chcieli śpiewać. Dyktafon powodował blokadę, blokadę powodował wstyd przed byciem usłyszanym przez szersze grono słuchaczy. Być może wynikał on stąd, że Ważny nie docierał do gwiazd sceny tradycyjnej, a do osób, które naturalnie wchodziły w tradycje pogrzebowe, biorąc udział w obrzędach?

Ważny wymienia kilku artystów ludowych, dzięki którym płyta mogła powstać w tej formie. To m.in.: Jan Wnuk, Krystyna Tatar z Rudy Wołoskiej, znana w okolicy ze śpiewania na pogrzebach, Antonina Skwarek z Lawinówki, Władysława Mandziuk z Łosińca, Maria Kida z grupy Niezapominajki z Gorajca.

- Te utwory ludowe uzmysłowiły mi, jak można opowiedzieć o śmierci naprawdę dobrze. Mam jeszcze większy szacunek do twórców ludowych, którzy tak dobrze ten temat przemyśleli i sformułowali. Wśród tych utworów są naprawdę literackie perełki! – dodaje Radek Łukasiewicz.

- To prawda! – podejmuje Jarek Ważny – Na naszej płycie znalazły się teksty będące dorobkiem polskiej muzyki ludowej, szerzej: polskiej kultury. To pojedyncze dzieła literackie, które spokojnie można by oprawić i postawić w tomikach obok Leśmiana czy Tuwima. Nie odstępowałyby im na krok!

- Można je postawić obok tekstów najlepszych punkrockowych artystów! Są tak bezpośrednio napisane! Np. w „O jak fałszywe wszystko”: „Świat wiele obiecuje, rozkosze cukruje, a na koniec każdemu ciemny grób gotuje” – przytacza Łukasiewicz.

- Run-D.M.C. po prostu!

- Jaka w tym jest bezpośredniość i odwaga! Dziś każdy, myśląc o tych tematach chce to jakoś zawoalować, tu mamy hiperrealizm.

puste noce czuwanie trumna pogrzeb hrabia nac.jpg
Przeczytaj także:
Puste Noce w polskiej kulturze tradycyjnej

Czy twórcy obawiali się tej tematyki? Jak mówi Jarek Ważny, niespecjalnie. Prawdopodobnie dlatego, że sam wyrośli w niewielkich, małomiasteczkowych czy wiejskich społecznościach, w których temat śmierci, związana z nią obrzędowość była czymś naturalnym. Branie udziału w pogrzebach, widok nieboszczyka na marach i żałobników w domu były tam na porządku dziennym. Tworzenie „Rzeczy Ostatecznych” było dla artystów swoistym powrotem do czasów młodzieńczych, wspomnień, które „nie były ani ciepłe, ani zimne. Były normalne, jak wizyta u dziadków na wsi”.

- Ja wiedziałem, że siostra mojej mamy wykonuje różne pieśni ludowe, które zna od swojej mamy, czyli od swojej babci. Przez lata nie przyznawała mi się, że bierze udział w tradycyjnych pogrzebach, że śpiewa takie pieśni! – wtrąca Janusz Zdunek -Dowiedziałem się o tym dopiero, kiedy już nagraliśmy płytę! Dopiero wtedy nabrała odwagi i powiedzieć mi, że śpiewa pieśni pogrzebowe. Kiedy spytałem, czemu nie mówiła, odparła: „Bo tego nie wolno śpiewać. Tylko na pogrzebie”. Choć mamy XXI wiek, wciąż jest wierna tradycji, mówiącej, że takie pieśni są na użytek tylko tego obrzędu. Nie wolno śpiewów wykonywać poza kontekstem pogrzebu…

Tymczasem pieśni pogrzebowe znalazły się na płycie z artystami polskiej sceny muzyki popularnej. Jak mówią twórcy, nie obawiali się tego mariażu. Płytę tworzyli zachwyceniu urokiem melodii i tekstów tradycyjnych. Chcieli z należytym szacunkiem zachować ten dorobek kultury przed zapomnieniem.

- Widzimy, że kultura tradycyjnych pogrzebów odchodzi bez śladu. Jeśli nie zalansujemy tego bardziej współczesną formą, może zginąć bezpowrotnie – mówi Łukasiewicz.

- Baliśmy się, czy podołamy odpowiedniej rzeczy nadać słowo. By nie zrobić z tego „ruskiego cyrku”, nie wcisnąć tego w pop czy żadną inną rzeczy. A z drugiej strony, nie chcieliśmy zbliżać się za bardzo do oryginały. Tu był ten strach: Czy odpowiednio zbalansujemy sacrum i profanum – tłumaczy Ważny.

YouTube, Adult Contemporary

Okres tworzenia płyty przypadł na okres pandemii. Szczególny, trzeba przyznać, gdy mówimy o śmierci, rozstaniu, przemijaniu i ostateczności. Jak dodają artyści, „Rzeczy Ostatnie” to płyta, która wymagała od nich koronkowej roboty. Prawdopodobnie, gdyby nie czas spowolnienia świata, ich praca trwałaby o wiele dłużej.

- To doświadczenie, które mnie zmieniło – mówi o tworzeniu płyty odpowiedzialny za produkcję muzyczną Radek Łukasiewicz. – Otworzyło to pewne wspomnienia. Między innymi te pogrzebowe. Do 22 roku życia mieszkałem na wsi. Niedaleko Warszawy, choć na tle daleko, że nie było tam domu pogrzebowego. Cały rytuał, w tym obecność ciała w domu pamiętam z okresu, kiedy miałem 5 lat! Obudziły się wspomnienia z dzieciństwa. Co robiły pięcio-, siedmioletnie dzieci, gdy rodzice z dziadkami żegnali zmarłego w domu? Bawiły się na podwórku. Nikt nie zabraniał im wchodzić do domu, powąchać lilii czy zdmuchnąć świecy dla zabawy. To było częścią tej życiowej tkanki! Zdałem sobie sprawę, że większość z nas dzisiaj w ogóle nie ma takich doświadczeń. Dom pogrzebowy jest instytucją, do której oddaje się te wszystkie trudne rzeczy. Przez co, podejrzewam, ma się większą trudność z oswojeniem tych wszystkich emocji.

- Współczesna psychologia udowadnia, że nawet oddając te trudne rzeczy domom pogrzebowym, człowiek i tak przeżywa te stratę. Żałoba jest tym od czego nie da się uciec. To pożegnanie trzeba przeżyć. Wypieranie tego, wraca później jako nieprzepracowane problemy – zauważa Janusz Zdunek. – Podejmowanie tematyki żałobnej, kultury tradycyjnej, bardzo świadomie podchodzącej do pożegnania i żałoby, chcieliśmy zwrócić uwagę na to, że wszyscy musimy sobie uświadomić, że te pożegnania musimy umieć przeżywać. Może jeśli będziemy to robić świadomie, trochę dłużej, może to spowoduje, że szybciej wrócimy do pełnego życia…?

Tytuł audycji: Muzyczne spotkania

Prowadziła: Aleksandra Tykarska

Data emisji: 16.04.2022

Godzina emisji: 23.05

cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.