Tak brzmi Ghana, a dokładnie highlife, gatunek chętnie łączony z różnymi muzycznymi nurtami, o korzeniach zarówno w tradycyjnych rytmach Ghany, jak i melodiach Karaibów i amerykańskich tańcach towarzyskich. Jedną z ikon highlife’u jest koncertujący od dekad wokalista i saksofonista Gyedu-Blay Ambolley, który niedawno gościł w Polsce wraz z zespołem Sekondi Band. Przed jego występem w warszawskim klubie Pardon, To Tu artysta opowiedział o korzeniach highlife'u, historii Ghany i jej mieszkańców, tanecznej improwizacji i radości z odnajdywania wspólnoty w muzyce.
- Highlife to matka muzyki tanecznej całego świata, czy to z Ameryki Południowej, czy ze Stanów Zjednoczonych, czy z Indii. Gdziekolwiek tańczy się do muzyki, źródło leży w highlifie. Mamy dwa podstawowe rytmy. Pierwszy to rytm męski. Drugi jest rytmem żeńskim. Jeżeli słyszycie muzykę taneczną opartą na tych właśnie rytmach, to highlife dał tej muzyce życie – tłumaczy Gyedu-Blay Ambolley, mistrz gatunku z Ghany. – To muzyka, która utrzymuje ciało w ruchu. Nawet gdy nie wiemy jak do niej tańczyć, możemy stworzyć swój własny taniec. Highlife jest matką i zawsze nią będzie.
Rytm highlife’u jest zrozumiały i zaprasza do udziału w muzyce. „Naturą highlife’u jest właśnie to zaproszenie do wewnątrz”, podkreśla nasz gość. Zapewne właśnie ta inkluzywność i czytelność spowodowała, że highlife rozprzestrzenił się poza Afrykę. Usłyszymy go choćby w Ameryce Południowej. A rytm i dobra zabawa =, które za sobą niesie, są zaraźliwe.
- Gdziekolwiek jesteśmy i gramy highlife, ludzie zaczynają tańczyć! Dlatego zawsze powtarzam, żeby na nasze koncerty włożyć wygodne buty do tańca. Publiczność słucha, angażuje się, nie uczymy jej jak tańczyć, ale tworzy swoje własne tańce. Będziemy dzielić się highlifem na całym świecie tak długo, jak tylko będziemy żyć – podkreśla Gyedu-Blay Ambolley.
Ale ten gatunek muzyczny to nie tylko zaraźliwy rytm i lekkość. Warstwa tekstowa często niesie za sobą waży przekaz: społeczny, nawet polityczny. Highlife opowiada o życiu. Jego twórcy obserwują otaczający świat i nierzadko opisują go w piosenkach. Znajdzie się tu miejsce na miłość, ale i ważne wyimki z historii. W sztuce zawsze jest przesłanie.
Gdy Gyedu-Blay Ambolley dorastał, muzyka highlife była wszędzie wokół – w barach, w klubach, na koncertach. Ale do uszu naszego gościa docierały także jazz i funk z USA. W mieście portowym, w którym dorastał Ambolley panowała specyficzna atmosfera – mieszały się tu dźwięki z różnych stron świata, które przywozili ze sobą podróżni.
- Dzięki muzyce uczyłem się rozumieć świat, który nas otaczał – przyznaje muzyk.
Ambolley miał 10 lat (1957 rok), gdy Ghana stała się niepodległym państwem. Muzyk pamięta ten wybuch szczęścia wszystkich wokół. Już w niepodległej Ghanie rozpoczęły się eksperymenty z highlifem, choć gatunek zaczął przechodzić metamorfozy nigdy nie został odarty z korzeni. Dzięki stworzeniu ghańskiej armii w highlifie zaczęły pojawiać się puzony, trąbki czy saksofony. Dotarły także gitary elektryczne, które stworzyły kolejną gałąź tej muzyki.
- Highlife nie umierał. Dawał życie kolejnym formom i kierunkom. To był bardzo owocny czas. Przebyliśmy długą drogę, z której jestem szczęśliwy i dumny. Wiem, że będziemy rozprzestrzeniać nasze brzmienia jeszcze dalej i dalej.
Tytuł audycji: Muzyczne spotkania
Prowadziła: Hanna Szczęśniak
Data emisji: 26.05.2023
Godzina emisji: 23.05
Ghana to dusza highlife’u - Jedynka - polskieradio.pl