Kiedy po zakończeniu wojny przystępowano do odbudowy Warszawy, budowniczym i wszystkim mieszkańcom towarzyszył entuzjazm. Cieszył oczy każdy nowo wzniesiony dom, uruchomiony sklep, odgruzowana ulica. Szczególnym szacunkiem darzono murarzy – a tzw. trójki murarskie stanowiły technologiczny skok w sposobie murowania i zwielokrotniały tempo wznoszenia domów. Wzorem dla innych miało być "warszawskie tempo", a przodownicy pracy bijący rekordy w murowaniu byli wynoszeni do roli narodowych bohaterów, wielbionych i nagradzanych.
To oni w czasie pierwszomajowych pochodów z dumą demonstrowali ordery na odświętnych garniturach, zapraszani na trybuny przez przywódców partyjnych. Ale wkrótce moda na przodowników pracy minęła i dawni bohaterowie przestali być potrzebni. Odtrąceni i pozostawieni sami sobie – nie potrafili - a często nie mogli wrócić do zwykłego murowania. Stanęli w pierwszym szeregu oszukanych.
Historię jednego z nich Mateusza Birkuta – opowiedział Andrzej Wajda w filmie "Człowiek z marmuru". Ale Birkut – postać fikcyjna – miał swój pierwowzór w osobie Michała Krajewskiego – warszawskiego murarza – przodownika pracy.
Posłuchaj reportażu Krzysztofa Wyrzykowskiego "Człowiek z realu".