Młode pokolenie pochyla się nad korzeniami

Data publikacji: 21.05.2023 06:00
Ostatnia aktualizacja: 21.05.2023 12:38
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
ZPiT Łastiwoczka
ZPiT Łastiwoczka, Autor - mat. promocyjne

POSŁUCHAJ

Z miłości do korzeni (Jedynka/Kiermasz pod Kogutkiem)

W „Kiermaszu pod kogutkiem” mówimy o jednym z tegorocznych laureatów Nagrody imienia Oskara Kolberga – Zespole Pieśni i Tańca „Łastiwoczka” z Przemkowa na Dolnym Śląsku. O obecnym stanie muzyki tradycyjnej w jego kraju rozmawiamy z białoruskim dudziarzem Dzianisem Suchim, Amelia Pietroczuk – jedna z laureatek konkursu „Stara Tradycja” opowiada o pieśniach swoich korzeni.

Łastiwoczka – kultura łemkowska

Zespół Pieśni i Tańca „Łastiwoczka” z Przemkowa – to potomkowie Łemków z Beskidu Sądeckiego i Beskidu Niskiego, którzy zostali przesiedleni na Dolny Śląsk w ramach Akcji „Wisła” w 1947 r. W repertuarze zespołu, który powstał w 2000 roku, znajdują się wielogłosowe dawne pieśni zalotne, weselne, rekruckie i ballady. Obecnie zespół tworzą zarówno małe dzieci, jak i dorośli, którzy są w „Łastiwoczce” od początku jej działalności.

O zespole opowiadają Andrzej Peregrym – kierownik artystyczny ZPiT „Łastiwoczka” i Daniel Horoszczak – wieloletni członek zespołu.

Zespół śpiewaczy zrodził się właściwie kilka lat po roku 2000 – z dzieci, które wcześniej uczęszczały do szkółki języka łemkowskiego.

- Dlaczego tylko śpiewać? Przecież można i tańczyć! Zdecydowaliśmy się stworzyć Zespół Pieśni i Tańca. Badaliśmy grunt. Okazał się bardzo podatny. „Łastiwoczka” zadebiutowała na Łemkowskim Kermaszu w Zamienicach – mówił Andrzej Peregrym.

Nasz rozmówca podkreślał wielką rolę Jerzego Starzyńskiego, który wprowadził go do świata łemkowskiego folkloru i zainspirował do późniejszych własnych poszukiwań.

Z początku praca Peregryma była pracą u podstaw. Informacje o pieśniach i tańcach trzeba było zebrać wśród starszego pokolenia Łemków. Pamiętano poszczególne kroki. Na podstawie analogii do grup sąsiednich, literatury kierownik „Łastiwoczki” odtwarzał choreografie tańców łemkowskich.

- Oczywiście, jeździliśmy tez na Łemkowszczyznę, ale głównie czerpaliśmy wiedzę od grup przesiedlonych na Dolny Śląsk. Większość naszej społeczności zamieszkuje teraz ten teren i to tu biło głowne źródło wiedzy. Choć na Łemkowszczyźnie znajdowaliśmy perełki.

Niemalże od początku „Łastiwoczce” towarzyszy Daniel Horoszczak. Był wieloletnim członkiem, a także liderem zespołu. Jak wspominał, będąc na co dzień w zespole nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele robi dla łemkowskiej kultury, że sam staje się jej nośnikiem. Nagroda im. Oskara Kolberga mile go zaskoczyła.

- A im więcej nośników, tym bardziej staje się to naturalne, wynika od środka – mówił Horoszczak.

Jesteśmy „kolisnimi” ludźmi

W ramach koncertu „Pogranicza bez granic” na festiwalu Wszystkie Mazurki Świata zagrała m.in. kapela „Kolisnija”. Przy tej okazji rozmawialiśmy z białoruskim muzykantem, twórcą dud i liderem „Kolisniji” Dzianisem Suchim. Muzyk podzielił się znami opinią o obecnym stanie muzyki tradycyjnej na Białorusi, o ruchu tanecznym i muzycznym w tym kraju. Muzykanci „Kolisniji” od lat badają muzykę tradycyjną w różnych częściach Białorusi i ją popularyzują. Założycielem kapeli i jej liderem jest Dzianis Suchi – skrzypek, dudziarz, a także jednej z czołowych twórców dud na Białorusi.

- „Kolisnija” to gwarowy wyraz. Ze strony ojca pochodzę z Polesia, obwód homelski. Mój dziadek był śpiewakiem tradycyjnym, śpiewał poleskie pieśni. O tym, jak wysokiej klasy jest śpiewakiem, dowiedziałem się, kiedy sam zacząłem zajmować się pieśniami. Zacząłem śpiewać z zespołem Iriny Maziuk „Kudmień”. I kiedy przyjeżdżałem do dziadka ze swoją żoną Natalią, śpiewał te same pieśni, które w zespole. Więc śpiewaliśmy je wspólnie. Bardzo się wzruszał i mówił, że jesteśmy „kolisnimi” ludźmi, bo śpiewamy pieśni, które były kiedyś, „kolisnije”. Pomyślałem, że to dobry gwarowy wyraz, które może wytłumaczyć to, czym się zajmujemy w kapeli – tłumaczył Suchi.

„Kolisnija” gra muzykę tradycyjną, którą grano kiedyś na potańcówkach, wieczornicach. Artyści odwiedzali starych muzykantów, w większości skrzypków. Robili małe ekspedycje.

-  Niestety, skrzypków już prawie nie ma. Ale nam udało się jeszcze kilku spotkać i nagrać, a także uczyć się od nich grać. Muzykanci to bardzo ciekawi ludzie, o filozoficznym podejściu do życia.

Ponoć na białoruskiej wsi każdy od dziecka zajmował się muzyką. Na dobre poświęcili się jej nieliczni. Uważano bowiem, że jeśli dorosły człowiek zajmuje się muzyką, to już do niczego innego się nadaje.

- Ludzie uważali, że trzeba pracować. Jest takie przysłowie, że „z muzykanta, z dudziarza nie będzie gospodarza”. I ci ludzie, którzy sprzeciwili się tej myśli, byli opętani muzyką! Po pierwsze, przezwyciężyli siebie, następnie te reguły społeczne, choć wiejska społeczność bardzo podejrzliwie na to patrzyła.

Jak stan tradycyjnej białoruskiej muzyki prezentuje się obecnie? Jak mówi Suchi, niewiele jest zabaw na wsiach, bo wszystko przechodzi do wielkich miast.

- Na Białorusi jest spory ruch taneczny. Jest duże zapotrzebowanie na taką muzykę. Pierwszy był Mińsk, później pojawiały się inne społeczności taneczne w Grodnie, Mohylowie, w Mołodecznie. Poprzez te społeczności ludzie interesują się folklorem – muzyką, tańcem, śpiewem… Trzeba rozumieć, że ten ruch nie współpracuje z państwem. Po prostu robimy to samodzielnie. Nie otrzymujemy za to pieniędzy, lepiej to robić samodzielnie w swoim środowisku, aniżeli przez jakieś oficjalne struktury państwowe – wskazywał Suchi.

Na Białorusi działa Studenckie Koło Etnograficzne – społeczna organizacja, działająca od lat była środowiskiem, w którym oranizowano badania terenowe. Każdy badacz dzialał zgodnie ze swoimi zainteresowaniami – ktoś zajmował się kulturą niematerialną, ktoś – materialną. To właśnie na bazie Studenckiego Koła Etnograficznego zaczęły tworzyć się zespoły, mniejsze środowiska, w których szyto stroje. I właśnie te zjawiska złożyły się na rozwój środowiska folkloru amatorskiego.

- Byli to ludzie z pasją i dla nich to miało ogromne znaczenie, to już jest ich styl życia – podsumował Suchi.

Musiałam wyjechać do Warszawy, by docenić urok Podlasia

Naszym gościem była także Amelia Pietroczuk – jedna z laureatek tegorocznego konkursu „Stara tradycja” na festiwalu „Wszystkie Mazurki Świata”. Artystka wykonuje tradycyjne pieśni z Podlasia. Amelia pochodzi z Hajnówki, obecnie mieszka w Warszawie.

- Moje korzenie zaczęły mnie wołać, gdy zaczęłam mieszkać w Warszawie. Im dłużej tu jestem, tym bardziej rezonuje we mnie Podlasie i zyskuje dla mnie na znaczeniu. To korzenie moje i mojej rodziny. Teraz – oś mojego życia. Często tam wracam – przyznaje pieśniarka.

Pietroczuk musiała zdystansować się do Podlaskiej codzienności, by dostrzec jej urok, ale i poczuć nostalgię. Gdy teraz odwiedza rodzinne strony – widzi następujące w nich zmiany: znikają babcie zasiadające niegdyś na ławeczkach przed domem, ścinane są drzewa. W Amelii Pietroczuk odezwała się chęć zabezpieczenia tradycji przed zniknięciem.

- Od kilku lat dość regularnie chodzę na warsztaty pieśni tradycyjnych. Śpiewa nie tylko piesni podlaskie, ale i ukraińskie czy białoruskie. To bardzo organiczna technika śpiewu. Kiedy śpiewasz w ten sposób, musisz otworzyć przed słuchaczami całe swoje serce! – wspomina Amelia Pietroczuk.

 

Tytuł audycji: Kiermasz pod kogutkiem 

Prowadziła: Mariana Kril

Data emisji: 14.05.2023

Godzina emisji: 5.05 

Skarby kultury polskiej
Skarby kultury polskiej
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.