Kinga Dębska już na wstępie rozmowy zdradza, że pieśniarz Leonard Cohen jest jej bardzo bliski. Dlaczego akurat on? - Kocham jego poezję, jego głos i jego śpiewanie. Poza tym przyjaźniliśmy się. Zrobiłam z nim wywiad bodajże w 1996 roku i za każdym razem, jak przyjeżdżałam do Stanów, to spotykaliśmy się, chodziliśmy na kawę, na obiad. Rozmawiałam z nim szczerze o różnych swoich problemach - opowiada.
- Był dla mnie takim starszym przyjacielem. To bardzo fajny i mądry facet. Jeżeli chodzi o głębię smutku, to nie ma sobie równych - dodaje.
Tak też jest w większości filmów fabularnych Kingi Dębskiej, że poczucie humoru miesza się z nostalgią. - Jiri Menzel nauczył mnie chyba najważniejszej rzeczy w moim zawodzie, czyli jak robimy tragedię czy dramat, to trzeba robić to lekko jak komedię, a komedię trzeba robić na poważnie jak tragedię. Wtedy te wektory pięknie się przecinają, dzięki czemu komedia nie jest głupia, a dramat nie jest przyciężki - wyjaśnia.
Źródło: KinoSwiatPL/YouTube
Dlaczego środowisko filmowe nie lubi komedii?
Kinga Dębska powiedziała kiedyś, że w Polsce nie ma przyzwolenia na lekkość. Czy tak rzeczywiście jest? - Myślę, że środowisko filmowe nie za bardzo szanuje twórców komedii. Jest coś takiego i to jest w ogóle bez sensu, bo to jest naprawdę najtrudniejszy gatunek. Najtrudniej jest człowieka rozśmieszyć i tak skonstruować opowieść, że ona w nas rezonuje i nas bawi - mówi.
- Pamiętam, jak zrobiłam "Zupę nic". Wszystkim podobała się, ale przychodzili do mnie koledzy, którzy byli wtedy w jury, i mówili: "Kinga, świetny film, tylko szkoda, że komedia, bo dalibyśmy ci nagrodę". Ja staram się robić kino dla ludzi i rzeczywiście ta "Zupa nic" fantastycznie się starzeje, bo ona stała się takim evergreenem, a ludzie do niej wracają (…). Mam taką satysfakcję, że zrobiłam film, który ludziom sprawia przyjemność i oni odnajdują tam siebie samych - kontynuuje Kinga Dębska.
Artystka przyznaje, że "w ciągu ostatnich dekad w polskim kinie komedia była gatunkiem na pewno niepremiowanym". - Mnie bardzo ucieszyła jedna krytyka "Moich córek krów", gdzie krytyk nazwał mnie "Bareją w spódnicy". Środowisko nie znosiło Barei, bo było "wręcz wstyd z nim pracować", więc z jednej strony to był komplement, a z drugiej strony nie - zauważa.
Źródło: KinoSwiatPL/YouTube
Niepełnosprawność i szczęście. Tabu?
"Święto ognia" na podstawie prozy Jakuba Małeckiego i sztuki Zygmunta Noskowskiego z początku wieku to najnowszy film Kingi Dębskiej. - Ten film był czymś zupełnie innym, bo w palecie moich filmów porusza całkowicie inne kolory, ale on jest mój. Pewnie jakoś czuć mój styl, ale on dotyka tematów, których wcześniej nie znałam - komentuje Kinga Dębska.
Dotyka pewnego tabu w Polsce, m.in. tematu niepełnosprawności, a z drugiej strony ambicji, muzyki, wielkiego świata, ale także odchodzenia i miłości.
- To, jak Kuba podszedł w tej książce do tematu niepełnosprawności, to jest takie inne niż to, jak zazwyczaj podchodzi się do tego tematu. Po prostu daliśmy prawo do szczęścia, miłości i do tych rzeczy, o których normalnie się nie mówi w kontekście niepełnosprawności. Dla środowisk ludzi niepełnosprawnych ten film jest ich głosem. Oni mi mówią: "To jest nasze życie" i to jest dla mnie wielkim szczęściem - opowiada Kinga Dębska.
Zobacz także:
Tytuł audycji: Kulturalna Jedynka
Prowadził: Wojciech Urban
Data emisji: 1.04.2024 r.
Godzina emisji: 23.05
DS/wmkor