W ramach 18. Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi (27 lipca - 4 sierpnia) można było zobaczyć retrospektywę Doroty Kędzierzawskiej. Twórczyni wzięła także udział w spotkaniach z publicznością.
"To był dla mnie ogromny prezent"
- Mimo iż wolałabym zjawić się na festiwalu ze swoim nowym filmem, wewnętrznie buntuję się przed retrospektywą, rozmowy z widzami to był dla mnie ogromny prezent. Spotkania z publicznością dają mi bardzo dużo siły do pracy - powiedziała gościni radiowej Jedynki i wskazała, że podeszła do niej m.in. młoda dziewczyna, która opowiedziała, jak "Wrony" (1994) zmieniły jej życie, jak poszła na terapię i odzyskała wiarę w to, że życie może być piękne.
- Żadna nagroda nie jest równa takim słowom. Zrobienie czegoś, co pomoże choćby jednej osobie, jest naprawdę bardzo wartościowe - stwierdziła. - Każdy odbiera film "przez siebie". Gdy nam nie jest lekko, ale zobaczymy - na ekranie - że są ludzie, którzy przechodzą to samo, to - wydaje mi się - że to dodaje sił. W moich filmach, które nie są wesołe, zawsze na końcu jest takie światełko nadziei - zauważyła.
Czytaj także:
"To, co robię, jest bardzo szczere"
Kędzierzawska podąża w kinie własną drogą. - Nikomu do tej pory się nie poddałam, chociaż nie jest łatwo. Mam coś takiego, taki opór wewnętrzny. Tego uczył mnie też prof. Wojciech Jerzy Has w szkole filmowej. Mówił, że lepiej popełniać swoje błędy i mieć do siebie pretensje, niż popełniać błędy, bo się uległo czyimś pomysłom - wyjaśniła.
Wskazała, że "Sny pełne dymu" do tej pory nie mają dystrybutora. - Chociaż uważam, że to jest naprawdę bardzo ważny film (...). Bardzo potrzebny w tych, takich dziwnych, czasach, trochę plastikowych, w których siedzimy w komputerach, telefonach. Wydaje mi się, że ciągle pływamy po powierzchni. To jest film, który opowiada o spotkaniu dwojga ludzi i o tym, jak nam jest potrzebna rozmowa, bliskość - powiedziała.
- To, co robię, jest bardzo szczere, prawdziwe. Naprawdę. To, o czym opowiadam, niesłychanie mnie dotyka. Nie osobiście, bo ja miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, wspaniały dom, wspaniałych rodziców, babcie. Wszyscy pytają mnie, skąd ten smutek w moich filmach. Nie wiem. Nigdy nie było tak, że siadałam i myślałam: "A co by tutaj zrobić, żeby to widza zainteresowało?". Po prostu robiłam to ot tak, bo musiałam i chciałam. Chciałam podzielić się z ludźmi tym, co mnie szarpie i gnębi - wytłumaczyła.
W "Kulturalnej Jedynce" twórczyni przyznała, że nie lubi zapraszać do swoich filmów wciąż tych samych aktorów. - Uwielbiam pracować z nowymi twarzami - zaznaczyła. - Są jednak wyjątki - dodała. Takimi wyjątkami są Danuta Szaflarska (1915-2017) i Krzysztof Globisz, dla których Kędzierzawska napisała scenariusze. O reżyserce mówi się, że jest sroga. - Jak nie mam tego, co chcę, to naciskam i robimy kolejny dubel. Dla dobra filmu.