Katastrofa smoleńska. 15 lat temu zginęła elita narodu
Do katastrofy lotniczej nieopodal lotniska Siewiernyj w Smoleńsku doszło rano, 10 kwietnia 2010 roku. Rządowy samolot Tu-154M rozbił się podczas pochodzenia do lądowania. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński z małżonką, politycy, duchowni i przedstawiciele organizacji społecznych. Delegacja leciała na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej.
Nagłe przejęcie obowiązków głowy państwa
Bronisław Komorowski, jako ówczesny marszałek Sejmu, po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego przejął jego obowiązki. - W polityce, i to takiej trudnej polityce, jeszcze w czasach, kiedy Polska nie była wolna, nie była demokratyczna, a za politykę płaciło się cenę więzienia albo internowania, albo wyrzucenia z pracy, trochę się zahartowałem. W dniu katastrofy smoleńskiej z mocy konstytucji, jako marszałek Sejmu, musiałem także przejąć obowiązki głowy państwa. Nie zostałem prezydentem, tylko przejmowałem dodatkowo obowiązki głowy państwa, bo ta nie żyła. Natomiast żeby zostać prezydentem, to jeszcze musiałem wygrać wybory - mówił Bronisław Komorowski w radiowej Jedynce.
Były prezydent tłumaczył też, dlaczego po przejęciu obowiązków głowy państwa nie urzędował od razu w Pałacu Prezydenckim. - Rzeczywiście ja funkcjonowałem głównie w oparciu o Sejm, no bo byłem marszałkiem Sejmu, a do Pałacu poszedłem tylko, żeby się pokłonić przy trumnie Leszka Kaczyńskiego. Nie chciałem (urzędować w Pałacu - red.) dlatego, żeby nie jątrzyć, żeby cała ta ekipa Kaczyńskiego nie czuła się jakoś dociśnięta, zagrożona. Wychodziłem z założenia, że im też się należy pewien komfort upływu czasu - mówił.
"Atmosfera wspólnoty została świadomie rozbita"
Komorowski zwrócił uwagę, że po tragedii smoleńskiej powstało poczucie narodowej wspólnoty. - W pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, w której Polska straciła wielu zacnych obywateli, zacnych polityków, ludzi o różnych poglądach, była ta atmosfera wspólnoty. Została rozbita świadomie przez Jarosława Kaczyńskiego, przez Antoniego Macierewicza, poprzez zupełnie kłamliwe, nieuzasadnione oskarżenia pod adresem władz państwa polskiego - stwierdził. Komorowski wyraził nadzieję, że ponadpartyjną pamięć o ofiarach katastrofy uda się jednak ocalić.
Gość radiowej Jedynki przyznał, że wpływ katastrofy smoleńskiej na polskie społeczeństwo i polityków jest wciąż widoczny. - Niewątpliwie Jarosław Kaczyński, prowadząc wtedy bardzo agresywną politykę na bazie dramatu smoleńskiego, wykopał niesłychanie głębokie rowy nienawiści i niechęci wzajemnej, które do dzisiejszego dnia skutkują w różny sposób - myślę, że w jakiejś mierze także poprzez łatwość oskarżeń o najcięższe zbrodnie, np. o zdradę ojczyzny - powiedział.
Ocena prezydentury Lecha Kaczyńskiego
Zapytany o ocenę prezydentury Lecha Kaczyńskiego Komorowski przyznał, że "Leszek był sympatycznym człowiekiem. Konkurujemy politycznie, ale tak po ludzku się akceptujemy, znamy i cenimy". - Natomiast jeszcze był ten dramat i kłopot, że Leszek Kaczyński miał brata Jarosława. I to go obciążało, i to tworzyło taką ogólną niedobrą melodię w państwie polskim, gdzie i premier, i prezydent nie tylko byli z jednej partii, ale i z jednej rodziny - wskazał. Komorowski dodał, że w jego opinii Lech Kaczyński nie sprawdził się jako prezydent Warszawy. - Poza wybudowaniem Muzeum Powstania Warszawskiego, za co byłem, jestem i będę mu zawsze wdzięczny. To była jego wielka zasługa i pewnie osób z jego otoczenia. A jako prezydent? No wydaje się, że jednak był obciążony tym faktem, że dominujący w tym układzie personalno-rodzinnym był zawsze Jarosław Kaczyński, więc też on o wielu sprawach decydował. No np. jednak odejście od traktatu nicejskiego na rzecz traktatu lizbońskiego, czyli pozbawienie Polski możliwości blokowania bez naszej akceptacji wielu decyzji w Unii Europejskiej, no to trudno zapisać jako sukces Lacha Kaczyńskiego - ocenił były prezydent.
Źródło: Program 1 Polskiego Radia/paw/kor
Komorowski wspomina Smoleńsk. "Nie wszedłem do Pałacu" - Jedynka - polskieradio.pl