W audycji "Głosy kobiet" mówiliśmy o kobietach, które wchodzą w politykę w zastępstwie swoich mężów, których autorytarne systemy z tej polityki wyeliminowały. O kobietach, które nie planowały zostać polityczkami, ale wzięły na siebie odpowiedzialność i postanowiły, w zastępstwie mężów, zamęczonych przez autorytarne reżimy albo uwięzionych, ponieść dalej ich obowiązek, przedłużyć ich walkę o obalenie reżimu. Przykładem jest Julia Nawalna, wdowa po opozycjoniście Aleksieju Nawalnym, który zmarł w rosyjskiej kolonii karnej.
Weszłam w politykę z miłości do męża
W radiowej Jedynce rozmawialiśmy ze Swiatłaną Cichanouską, białoruską działaczką polityczną, kandydatką na prezydenta Białorusi w wyborach prezydenckich w 2020 roku (przez wielu uważana jest za prawdziwą zwyciężczynię głosowania). Cichanouska zdecydowała się na start w wyborach po tym, jak odmówiono tego jej mężowi - Siarhiejowi. Mężczyzna został skazany na 18 lat kolonii karnej. Sama Cichanouska została skazana na 15 lat więzienia. Kontynuuje swoją działalność na emigracji.
W rozmowie z prowadzącą audycję Ludwiką Włodek Cichanouska przyznała, że decyzja o starcie w wyborach przyszła do niej jako coś oczywistego w tamtym momencie. - Po prostu zaczęłam działać. Nie myślałam o konsekwencjach. Musiałam wesprzeć męża, żeby czuł, że jestem z nim, że zrobiłam dla niego wszystko, co w mojej mocy - wyjaśniła. - Mąż był już wówczas w więzieniu. Moja decyzja była całkowicie samodzielna. Nie było obok mnie nikogo, kto by mi doradził. Zrobiłam to z miłości do męża. Chciałam mu pokazać, że wszystko, czym on się zajmował, dla mnie też było ważne - dodała.
Zapytana, czy drugi raz postąpiłaby tak samo, odpowiedziała, że kiedy słyszy to pytanie, to myśli sobie, że to bardzo dobrze, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć niektórych rzeczy. - Bardzo dużo przeszłam, ale jak myślę o tym, co robi reżim, o setkach tysięcy złamanych żyć, o ofiarach, o więźniach politycznych, o ludziach zmuszonych do wyjazdu, którzy stracili wszystko, to chcę się temu przeciwstawić. Pamiętam wydarzenia z 2020 roku. To uczucie, że stanowimy naród. Wszyscy czuli wówczas odpowiedzialność, jeden za drugiego. Bardzo mi zależy, żebyśmy o tym nie zapomnieli. Moja decyzja to był tylko element wielu decyzji podjętych przez wszystkich wokół - podkreśliła.
Dopytana, czy się nie boi, że jej działalność wpływa na to, jak jej mąż jest traktowany w więzieniu, stwierdziła, że już gorzej traktowany być nie może. - Nie dopuszczają do niego adwokata. Nie można mu przekazać jedzenia, pieniędzy, książek. Od ponad roku nic o nim nie wiem - wytłumaczyła. - Jeśli ja się wycofam, jeśli my się wycofamy, to naszym bliskim, przyjaciołom w więzieniach nie będzie od tego lepiej. Nie mamy wyboru - musimy iść do końca, obalić ten reżim, który przekroczył już wszystkie czerwone linie - zaznaczyła.
W rozmowie poruszony został także wątek dzieci Cichanouskiej. - Dla nich tata jest bohaterem. Robię wszystko, by wciąż był obecny w ich życiu. Oglądamy nagrania, żeby dzieci nie zapomniały jego głosu. Piszemy listy, rozmawiamy o nim. Wspominamy. Mam nadzieję, że nasze dzieci, jak już wygramy, docenią to, co my teraz dla nich robimy. Dzieci, patrząc na nas, uczą się. Mam nadzieję, że to będzie pokolenie nie takie jak nasze, zwyczajne, tylko że to pokolenie będzie czuło współodpowiedzialność, będzie czcić tych Białorusinów, którzy cierpią w imię ich przyszłości - powiedziała.
Czytaj także:
Życie jak za Stalina. Cichanouska o losach Białorusinów Źródło: PolskieRadio24_pl/YouTube
Ja sama poszłam za siostrami
Gościnią "Głosów kobiet" była także Marietta Zacharjan, Rosjanka, scenarzystka, socjolożka, która napisała scenariusz do filmu o łagrze Alżyr, gdzie za czasów ZSRR trzymano żony tzw. wrogów ludu, badaczka życiorysów kobiet łagierniczek. W rozmowie z prowadzącą audycję Ludwiką Włodek opowiedziała o kobietach w rosyjskiej kulturze politycznej, od XIX-wiecznych żon dysydentów, po dziś prześladowane przez reżim Władimira Putina.
- Ja sama nie poszłam za mężem, ale za siostrami - wskazała Zacharjan. Mowa o znanych z protestów politycznych członkiniach punkowego zespołu Pussy Riot, które za wykonaną w 2012 roku w soborze Chrystusa Zbawiciela w Moskwie piosenkę "Bogurodzico, przegoń Putina" zostały aresztowane i skazane. Wyszły na wolność dzięki amnestii.
- Te dziewczyny, matki, były takie same jak ja. Do czasu, gdy one zostały aresztowane, ja nie miałam świadomości politycznej, byłam zajęta sobą, swoimi sprawami. Kiedy one zostały aresztowane za wyrażanie swojej opinii, obudziłam się. Zrozumiałam, że ja mogłabym być na ich miejscu. Wtedy zaczęłam chodzić na mityngi, sama zostałam aresztowana. Jak siedziałam w więźniarce, myślałam nie o tym, co ze mną będzie, ale o tym, co jutro zjedzą moje dzieci beze mnie, kto się nimi zajmie - powiedziała.
W poprzednich audycjach z cyklu:
Tytuł audycji: "Głosy kobiet"
Prowadziła: Ludwika Włodek
Gość: Marietta Zacharjan (Rosjanka, scenarzystka, socjolożka)
Data emisji: 6.06.2024 r.
Godzina emisji: 21.10
kk/wmkor