Okazuje się, że większość piosenek, które utożsamiamy z przedwojennym folklorem, to tak naprawdę kompozycje wysoko wykwalifikowanych artystów, poetów i wykształconych muzyków. Bardzo często byli oni pochodzenia żydowskiego. Pisali na mniejsze i większe sceny, ale też na ekran. Potem ich twórczość szła na podwórka przez płyty, nuty i radio.
Od teatrzyków ogródkowych do kina dźwiękowego
Skąd wzięło się pojęcie piosenki jako przeboju i czegoś, co spływało ze scen na podwórka, do kuchni i szynków? - Te piosenki brały się najczęściej ze scen. To zaczęło się jeszcze w głębokim XIX wieku, przynajmniej w Warszawie. Głównym źródłem takich piosenek, które trafiały do mas, były tzw. teatrzyki ogródkowe. Wystawiano tam przede wszystkim wodewile, komedie muzyczne i śpiewogry. Teatrzyki ogródkowe były dostępne właściwie dla wszystkich i stąd też te piosenki zyskiwały dużą popularność - mówi dr Michał Pieńkowski z Filmoteki Narodowej.
- W drugiej połowie XIX wieku pałeczkę pierwszeństwa przejęła operetka, która stała się bardzo popularnym środkiem rozrywki i również szeroko dostępnym dla publiczności. Arie operetkowe bardzo często były parafrazowane. Na melodie tych piosenek były pisane później inne teksty i one zaczynały żyć swoim życiem w oderwaniu od pierwowzorów - dodaje gość Jedynki.
Z kolei na początku XX wieku pojawiły się kabarety, które również lansowały wiele popularnych piosenek. Następnie te przerodziły się w teatry rewiowe. - Pod koniec lat 20. pojawiło się kino dźwiękowe i wtedy już nastąpił absolutny wysyp takich przebojów i najpopularniejszych piosenek, które właśnie z kina trafiały do szerokiej publiczności - kontynuuje dr Michał Pieńkowski.
To nie był Grzesiuk
Czy tworząc Projekt Warszawiak, czyli hip-hopowe wersje przedwojennych piosenek ulicznych, Łukasz Garlicki zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę większość z nich nie ma rodowodu ulicznego, tylko wykonywali je zawodowi aktorzy?
- Nie mieliśmy takiej świadomości. Zaczęło się od tego, że do innych projektów muzycznych (…), bardzo dobrze nam się samplowało Orkiestrę z Chmielnej. Stwierdziliśmy, że to jest świetne i później zaczęliśmy nagrywać. Byliśmy pewni, że to jest muzyka ulicy. Dopiero później, jak trzeba było zgłaszać ZAiKS-y i dowiedzieć się, kto tak naprawdę jest autorem tekstu i muzyki, to szczęki nam spadały na podłogę, że to nie jest Grzesiuk. A po drugie, że to nie są jacyś anonimowi autorzy, tylko najwybitniejsi twórcy przedwojennych piosenek do filmów i kabaretów - mówi Łukasz Garlicki.
Aktor przyznaje jednak, że "to brzmiało, jak piosenki ulicy i jak prawda ulicy". - Najpierw zajęła nas energia z samej muzyki - twierdzi.
Celem była monetyzacja piosenek
Jak Stasiek Wielanek, bard warszawskiej ulicy podchodził do utworów ulicznych, które były później grane np. przez zespół Szwagierkolaska? - Wielokrotnie rozmawiałem ze Staśkiem o Stanisławie Grzesiuku, ale też o Szwagrzekolasce - przyznaje Alex Kłoś, dziennikarz, gitarzysta, wokalista, autor m.in. dokumentu o Stanisławie Grzesiuku.
Po czym dodaje: - W przypadku Szwagrakolaski, to oni byli powściągliwi w ocenie. Traktowali to jako projekt ludzi niezwiązanych z tym środowiskiem oraz jako projekt mający na celu monetyzację tego, co oni sami monetyzują. Umówmy się, że ci wszyscy ludzie, którzy grali te numery, poczynając od Orkiestry z Chmielnej, to żyli z tych piosenek, które były napisane przed wojną i to żyli nieźle.
Zobacz także:
Tytuł audycji: Odrodzona-nieznana
Prowadził: Grzegorz Kalinowski
Goście: dr Michał Pieńkowski (Filmoteka Narodowa), Łukasz Garlicki (aktor, Projekt Warszawiak), Alex Kłoś (dziennikarz, gitarzysta, wokalista, autor m.in. dokumentu o Stanisławie Grzesiuku)
Data emisji: 16.11.2024 r.
Godzina emisji: 17.10
DS