- Są to argumenty, które opierają się na poczuciu zagrożenia, strachu przed czymś nowym, dużym, z antenami, czyli przed stacją bazową telefonii komórkowej. Zazwyczaj są to obawy związane z ryzykiem utraty zdrowia - to z racjonalnych argumentów, ale niejednokrotnie pojawiają się również argumenty absolutnie irracjonalne, typu sterowanie umysłem przez stację bazową, szpiegowanie - mówi Rafał Pawlak.
Nie ma się czego bać
Tymczasem nie ma się czego bać, bo jak mówi Jakub Kwiecień z Instytutu Łączności - Państwowego Instytutu Badawczego, wpływ pola elektromagnetycznego na człowieka jest dobrze zbadany. - Pole elektromagnetyczne jest przedmiotem badań naukowców od kilkudziesięciu lat i do tej pory nie ma udowodnionych mechanizmów, które stwierdziłyby, że ma ono w zakresie wartości dopuszczalnych jakikolwiek negatywny wpływ na zdrowie - podkreśla ekspert.
Skutkiem irracjonalnych obaw są protesty, które mają na celu zablokowanie inwestycji. Takich reakcji obawiają się zarówno operatorzy, jak i lokalni włodarze, od których decyzji zależy cały bieg postępowania administracyjnego. - Powinny te osoby, mówimy o prezydentach, starostach, wójtach, posiłkować się sprawdzonymi narzędziami, sprawdzoną, rzetelną wiedzą. W taki sposób, aby już na wstępnym etapie całego postępowania móc zweryfikować, czy żądania zaniepokojonych obywateli są zasadne, czy też nie - mówi Rafał Pawlak.
Restrykcyjny system ochrony
W zażegnaniu konfliktu przydatne są dwa argumenty. Po pierwsze z pomocą przychodzi prawo regulujące limity promieniowania elektromagnetycznego w środowisku, które nie mogą być przekroczone. Jak zaznacza Jakub Kwiecień, wartości dopuszczalne pola elektromagnetycznego są wyznaczane w Polsce z wielokrotnym marginesem bezpieczeństwa. - W zależności od częstotliwości i od warunków, czy mówimy o środowisku ogólnym, czy o środowisku pracy, jest to od 10 do 50-krotnego marginesu bezpieczeństwa - zaznacza.
- System ochrony nad polem elektromagnetycznym w Polsce jest bardzo restrykcyjny, szczególnie np. w porównaniu z naszymi sąsiadami z Niemiec, gdzie pomiarów prawie się nie wykonuje. W Polsce każda stacja bazowa musi być opomiarowana przed uruchomieniem. To mówi samo za siebie, że zabezpieczenie obywatela przed jakimkolwiek ewentualnym wpływem pola elektromagnetycznego w Polsce jest na bardzo wysokim poziomie - mówi Jakub Kwiecień.
Mapa z rozkładem pola elektromagnetycznego
Po drugie, pomocne w określaniu poziomu natężenia pola elektromagnetycznego jest bezpłatne narzędzie. - Jest to System Informacyjny o Instalacjach Wytwarzających Promieniowanie Elektromagnetyczne (SI2PEM) - si2pem.gov.pl, w którym znajdziemy informacje na temat lokalizacji stacji bazowych i rzeczywistych, zmierzonych przez akredytowane laboratoria wartości pola elektromagnetycznego. To serwis dostępny absolutnie za darmo dla każdego obywatela, bez konieczności zakładania konta, bez konieczności logowania się. Można sprawdzić, jakie natężenie pola faktycznie występuje w danym miejscu. System jest bogaty w ponad 1,5 miliona punktów pomiarowych rozlokowanych na terenie całej Polski. To jest olbrzymi wolumen danych - podkreśla Rafał Pawlak.
Z danych tych wynika, że średnia wartość natężenia pola elektromagnetycznego w Polsce kształtuje się na poziomie 2-3 V/m, co stanowi niewielki procent dopuszczalnego limitu. O przekroczeniu wartości maksymalnych w ogóle nie może być mowy.
Audycja współfinansowana przez Instytut łączności - Państwowy Instytut Badawczy ze środków Ministerstwa Cyfryzacji.
Audycja: Sygnały dnia
Prowadził: Daniel Wydrych
Materiał: Izabela Kostyszyn