Statek MF Jan Heweliusz zatonął 14 stycznia 1993 roku u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Ze znajdujących się na pokładzie 64 obywateli Polski, Austrii, Węgier, Szwecji, Czech i Norwegii zginęło 55 osób, w tym dwoje dzieci. Szesnastu ciał nigdy nie odnaleziono. To jedna z największych tragedii w dziejach polskiej żeglugi handlowej.
- Wszyscy pasażerowie Jana Heweliusza byli skazani na śmierć, ponieważ nie było dla nich kombinezonów termicznych. Ochmistrz tego promu, zresztą odpowiadający za bezpieczeństwo pasażerów, podczas procesu przed Izbą Morską, zapytany przez jednego z sędziów, jakie szanse mieli pasażerowie, odpowiedział jednym słowem, że żadnych - przybliża Adam Zadworny, autor książki reportażowej "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku".
Ocalało tylko 9 członków załogi, z czego część cudem, ponieważ 2 z nich nie miało kombinezonów termicznych.
Seria wypadków i poważnych awarii
Nad Heweliuszem już od samego początku wisiało jakieś fatum. - 2 tygodnie po wypłynięciu w pierwszy rejs, uderzył o nabrzeże w szwedzkim porcie Ystad. To był dopiero początek całej wielkiej serii wypadków i poważnych awarii, która została przez właściciela statku i instytucje morskie zatajona - mówi Adam Zadworny.
Marynarze, którzy pływali na MF Jan Heweliusz nazywali ten statek w prywatnych rozmowach "pływającą trumną".
Heweliusz mógł zatonąć już w 1982 roku
MF Jan Heweliusz był bliski zatonięcia już w sierpniu 1982 roku, kiedy statek niespodziewanie przechylił się w portowym basenie w Ystad. - Tylko oparcie się o nabrzeże uratowało go przed zatonięciem w tym kanale. Zdjęcie obiegło pierwsze strony szwedzkiej prasy. Wtedy już nie udało się ukryć, że coś dziwnego dzieje się z Heweliuszem, bo on w przeszłości wielokrotnie przechylał się. Izba Morska uznała, że powodem tego przechyłu był błąd kapitana - opowiada Adam Zadworny.
- Kilka lat później na Heweliuszu wybuchł bardzo groźny pożar, który objął znaczną część statku. Było to na pełnym morzu i w dodatku podczas sztormu (…). W ostatniej chwili udało się go uratować, dzięki statkom, które do niego podpłynęły i podały tzw. linię wodną - dodaje gość Jedynki.
Zaniedbania podczas remontu w Hamburgu
Wkrótce przeprowadzono remont Heweliusza w hamburskiej stoczni. Po jego wykonaniu, nie zrobiono jednak prób przechyłowych. - Podczas remontu wylano jeden z pokładów betonem. Według specjalistów mógł wtedy zmienić się znacznie środek ciężkości tego promu. Mimo że zgodnie z przepisami powinno się przeprowadzić takie próby, to nie zrobiono tego. To było jedno z wielu zaniedbań - zauważa Adam Zadworny.
- Te zaniedbania, wcześniejsze awarie i wypadki w zasadzie układają się w spełniającą się przepowiednię, która zmierza do tej feralnej nocy z 13 na 14 stycznia 1993 roku (…). Właściwie do dziś nie wyjaśniono do końca, dlaczego Heweliusz wtedy zatonął - słyszymy.
Zobacz także:
Poza tym w audycji:
Czarne pszczoły - są groźne czy zagrożone? Gość: prof. Marcin Kadej z Zakładu Biologii, Ewolucji i Ochrony Bezkręgowców na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.
Tytuł audycji: Eureka
Prowadziła: Anna Stempniak
Goście: Adam Zadworny (autor książki reportażowej "Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku"), prof. Marcin Kadej (Zakład Biologii, Ewolucji i Ochrony Bezkręgowców na Wydziale Nauk Biologicznych Uniwersytetu Wrocławskiego)
Data emisji: 18.12.2024 r.
Godzina emisji: 19.31
DS
Jan Heweliusz, czyli "pływająca trumna". Dlaczego doszło do zatonięcia tego statku? - Jedynka - polskieradio.pl