Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski zaznaczył, że data 11 listopada mieści się w ciągu wydarzeń związanych z odzyskaniem niepodległości. - Zwyczajowo opowiada się o tej dacie w pewnym kontekście, począwszy od 1914 r. i powstania Pierwszej Kompanii Kadrowej, powstania Legionów, dalej działalności Narodowej Demokracji i Komitetu Narodowego Polski - czyli elementu istotnego zwłaszcza z punktu widzenia polskich relacji dyplomatycznych i tego, że Polska została w 1918 r. uznana jako jedno z państw sprzymierzonych, zwycięskich - kontynuował Kostro.
Nadmienił, że 11 listopada 1918 r. wolne była takie miasta jak Warszawa, Kraków czy Lublin, ale "granice płonęły". - Mówimy o państwie, które w pierwszych tygodniach powstawało właściwie bez określonych granic. To był wielki proces. Przypomnę o wojnie polsko-bolszewickiej, polsko-ukraińskiej, Powstaniu Wielkopolskim, powstaniach śląskich i wreszcie o konferencji pokojową w Paryżu, gdzie dużą rolę odegrali polscy delegaci: Roman Dmowski i Ignacy Jan Paderewski - podkreślił dyrektor MHP, dodając, że kolejnym kluczowym procesem po 11 listopada było scalanie polskiej państwowości.
"Kobiety z parasolkami ruszały na sołdatów"
Dr Adam Bulawa, historyk z UKSW i były dyrektor Muzeum Wojska Polskiego zwrócił uwagę, że data 11 listopada w XX-leciu międzywojennym budziła emocje, ponieważ gloryfikowała przede wszystkim postać Józefa Piłsudskiego, a "wiemy, że nurty polityczne wówczas się ścierały".
W ocenie historyka data 11 listopada została wybrana odpowiednio. - Po pierwsze, kończyła się wówczas trwająca 4,5 roku wielka wojna, o którą zresztą modlił się (w "Litanii pielgrzymskiej") Adam Mickiewicz ("o wojnę powszechną za Wolność Ludów! Prosimy cię Panie"). Po drugie, doszło do przekazania przez Radę Regencyjną, co prawda z nadania zaborców, ale jednak namiastki rządu. Piłsudski nie przyszedł na "surową" ziemię - mówił dr Buława.
- A po trzecie - kontynuował badacz - w Warszawie doszło 11 listopada do rozbrojenia wojska niemieckiego. Na ulice wyszli peowiacy, ale też przedstawiciele siły wojskowej stworzonej przez Radę Regencyjną. Do tego spontanicznie dołączali do nich młodzi ludzie, studenci, gimnazjaliści, a nawet (podobno) na sołdatów ruszały kobiety z parasolkami. Ten obraz rozbrajania okupanta się utrwalił, dlatego uważam, że ta data jest znakomita - podkreślił historyk.
Odwołania prezydenta do Witosa. Historyk: nie widzę w tym przypadku
- Niepodległość jest cenna i kosztowna, nie jest dana raz na zawsze - mówił podczas dzisiejszych obchodów Święta Niepodległości prezydent Andrzej Duda, niejednokrotnie odnosząc się do kwestii bezpieczeństwa. - Spierajmy się, ale niech Polska będzie najważniejsza - podkreślał.
Prof. Arkadiusz Jabłoński, politolog z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zwrócił uwagę, że prezydent dążył w swojej przemowie do tego, aby "działania na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa były zwornikiem ponad podziałami politycznymi"; aby "w tej kwestii nie nastąpiły radykalne zmiany, w kontekście ewentualnych zmian rządów w Polsce".
Politolog zauważył, że "Wincenty Witos był chyba najczęściej - oprócz Józefa Piłsudskiego cytowanym politykiem w tym przemówieniu". - Nie widzę w tym przypadku. To jest chyba odwołanie do tego, co pan prezydent nazywał paktem czy też sojuszem wielkich spraw, myśląc o sojuszu politycznym PiS, PSL (bądź części PSL) i Konfederacji. Sądzę, że w tym duchu to przemówienie było formatowane - ocenił prof. Jabłoński.
Czytaj także:
Audycja: "W samo południe"
Prowadzący: Krzysztof Grzesiowski
Goście: Robert Kostro (historyk, dyrektor Muzeum Historii Polski), dr Adam Buława (historyk z UKSW, b. dyrektor Muzeum Wojska Polskiego), prof. Arkadiusz Jabłoński (politolog z KUL)
Data emisji: 11.11.2023
Godzina emisji: 11.23
łl
Prof. Jabłoński: prezydent nieprzypadkowo odwoływał się w swym przemówieniu do Witosa - Jedynka - polskieradio.pl