II Rzeczpospolita. Nowe elity przejęły władzę po śmierci Piłsudskiego

Data publikacji: 21.09.2024 18:00
Ostatnia aktualizacja: 30.09.2024 12:00
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Prezydent RP Ignacy Mościcki (3. z prawej) przy sarkofagu marszałka Józefa Piłsudskiego w krypcie św. Leonarda na Wawelu. Stoją od lewej za prezydentem RP: major Zygmunt Gużewski, ks. prałat Jan Humpola, szef Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP Stanisław Świeżawski, zastępca szefa Gabinetu Wojskowego Prezydenta RP mjr Władysław Krawczyk, ks. prałat S
Prezydent RP Ignacy Mościcki (3. z prawej) przy sarkofagu marszałka Józefa Piłsudskiego w krypcie św. Leonarda na Wawelu. Stoją od lewej za prezydentem RP: major Zygmunt Gużewski, ks. prałat Jan Humpola, szef Kancelarii Cywilnej Prezydenta RP Stanisław Świeżawski, zastępca szefa Gabinetu Wojskowego Prezydenta RP mjr Władysław Krawczyk, ks. prałat S, Autor - NAC
Podczas nieudanego dla Polaków mundialu w Japonii i Korei polscy piłkarze i trenerzy przekonywali nas, że ich gra stała na wysokim poziomie. Stary lwowiak, trener Kazimierz Górski zareagował na to słowami - "skoro było tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?". Identyczne pytanie o II Rzeczpospolitą w audycji "Odrodzona - nieznana" postawił swoim gościom autor i gospodarz programu Grzegorz Kalinowski. Jak nowe elity rządziły państwem po śmierci Józefa Piłsudskiego?

- Było źle, ponieważ II Rzeczpospolita była krajem borykającym się z gigantyczną dziurą problemów, z których tylko część była zawiniona czy też była efektem polityki samego państwa. Podstawowym problemem było drastyczne zapóźnienie gospodarcze (…). Według aktualnych badań w okresie poprzedzającym I wojnę światową, ziemie polskie dotarły mniej więcej do połowy PKB na głowę w porównaniu z Zachodem. W 1914 roku byliśmy wobec Zachodu nieco biedniejsi niż jesteśmy teraz - mówił prof. Adam Leszczyński, dyrektor Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza.


POSŁUCHAJ

26:23

II Rzeczpospolita. Nowe elity przejęły władzę po śmierci Piłsudskiego (Jedynka/Odrodzona - nieznana)

 

Gość Jedynki przyznał, że jednak nie oceniałby przedwojennych elit polskich tak surowo. Dlaczego? - Po śmierci Piłsudskiego był moment zero dla wszystkich projektów. Choroba i starzenie się dyktatora paraliżowały pomysły na wyjście z Wielkiego Kryzysu czy na istotną modernizację sił zbrojnych. Kiedy Piłsudski zmarł, nowe elity, które przejęły po nim władzę (…), próbowały zrobić dwie rzeczy - wyjaśniał.

- Po pierwsze, szybko modernizować armię. Polska przedwrześniowa przeznaczała na wojsko gigantyczną część budżetu. Tzn. ten kraj miał relatywnie bardzo drogie i nowoczesne wojsko, na które nie było go stać, kosztem wielu innych inwestycji. Wiemy, że w tym przypadku mieli rację. Jednak mimo tego gigantycznego wysiłku, to i tak nie sprostali na koniec (…). W gruncie rzeczy różnica potencjałów była tak przepastna, że cokolwiek oni robiliby, to ten efekt nie byłby zapewne znacząco lepszy - tłumaczył ekspert.

Za mało nowych miejsc pracy

- Podjęto też drugi wysiłek, tzn. wysiłek modernizacji za pomocą przedwojennego odpowiednika planowania gospodarczego, czyli budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego i takiego systemu inwestycji państwowych. Pod koniec lat 30. zaczęto odchodzić, wzorem wielu innych krajów świata, od liberalnego, wolnorynkowego podejścia do gospodarki, które nie sprawdziło się. Podjęto wielki wysiłek inwestycyjny na skalę możliwości ówczesnego państwa polskiego. W COP stworzono około 100 tys. miejsc pracy do września 1939 roku, a to była kropla w morzu potrzeb. Jeżeli policzymy, że niedozatrudnienie na wsi pewnie wynosiło według ówczesnych szacunków może nawet ponad 10 milionów rąk, to pokazuje to skalę problemu - stwierdził prof. Adam Leszczyński.

Gość Jedynki kontynuował: - Pod wieloma względami na pewno mogli poradzić sobie lepiej. Czy to zmieniłoby bieg wydarzeń? Nie wydaje mi się. W wyniku konfliktów, w których obliczu Polska stanęła podczas II wojny światowej, to decydują potencjały: ludnościowy, gospodarczy i wrogów. Nie było mowy, żebyśmy mogli mierzyć się z wrogiem ze wschodu czy z wrogiem z zachodu, a już w szczególności z nimi oboma razem.

Bycie oficerem zapewniało szanse na dobre życie

Kim było dobrze być w Polsce międzywojennej, żeby otoczenie nie dało utonąć takiej osobie? - Najlepiej było być oficerem. Ten szacunek do munduru, który starsi ludzie mieli jeszcze po wojnie, to myślę, że brał się właśnie z okresu międzywojennego. Praktycznie każdy oficer był uważany za dżentelmena, jeśli nawet nim nie był (…). To była gwarancja jakiejś kariery dla inteligencji, ale nie tylko, bo jednak do szkół oficerskich dostawali się również ludzie ze wsi i czasami z rodzin robotniczych. To zapewniało naprawdę duże szanse życiowe - opowiadał Jan Łoziński, autor licznych publikacji na temat dwudziestolecia międzywojennego.

- To był przede wszystkim kraj zszywany z trzech kawałków i to było jednym z elementów szalonych trudności. Niektóry twierdzą, że te trzy kawałki można do dzisiaj zauważyć, że jest trochę inaczej w Poznaniu, Krakowie czy Warszawie - dodał.

Zobacz także:

Tytuł audycji: Odrodzona - nieznana

Prowadził: Grzegorz Kalinowski

Goście: prof. Adam Leszczyński (dyrektor Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza), Jan Łoziński (autor licznych publikacji na temat dwudziestolecia międzywojennego)

Data emisji: 21.09.2024 r.

Godzina emisji: 17.10

DS

W samo południe
W samo południe
cover
Odtwarzacz jest gotowy. Kliknij aby odtwarzać.