Jak zauważyła w niedawnej rozmowie z radiową Jedynką prof. Barbara Sobczak z Rady Języka Polskiego, feminatywy - czyli żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów i funkcji - są coraz bardziej popularne. - Po wyborach obserwujemy, że coraz więcej pań chce, aby używać wobec nich form żeńskich, na przykład ministra, marszałkini czy posłanka - wskazała.
Nad tym zjawiskiem pochylają się uczestnicy trwającej od 21 lutego Poznańskiej Debaty o Języku im. prof. Tadeusza Zgółki.
- Podoba mi się określenie ministra, a także ministerka. Językoznawcy, których staram się słuchać, bo sam językoznawcą nie jestem, podpowiadają mi, że ministerka trochę bardziej idzie z duchem języka, tych feminatywów, które są elementem naszej codzienności. Natomiast wydaje mi się jednak, że ministra jest trochę bardziej doniosła - powiedział w radiowej Jedynce dziennikarz Bartek Chaciński, moderator debaty.
Prof. Waldemar Kuligowski, antropolog kulturowy, przyznał, że on sam nie lubi określenia ministra, woli formę ministerka. - Per analogiam, przecież jest dyrektorka - zauważył.
- Urząd nie ma płci. Płeć ma ten, kto dany urząd sprawuje. Jeżeli ten, kto sprawuje urząd, życzy sobie, ażeby mówiono w sposób wskazujący na płeć, to trzeba to uszanować. Jeżeli nie, to również trzeba to uszanować - podkreślił prof. Ryszard Piotrowski, prawnik, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Na to, by ludzie byli nazywani tak, jak sami tego chcą, zwrócili uwagę wszyscy rozmówcy autora materiału wyemitowanego w audycji "Sygnały dnia", Krzysztofa Polasika.
Czytaj także:
"Formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne"
Feminatywy były obecne w polszczyźnie, przynajmniej tej pisanej, od zawsze. Można je spotkać m.in. w Biblii w przekładzie ks. Jakuba Wujka.
Rozwój słowotwórczej kategorii żeńskości, istniejącej od wieków, nastąpił wraz z emancypacją kobiet, wskutek której narodziła się potrzeba nowego nazewnictwa funkcji, zawodów, urzędów, które dotychczas były przez kobiety rzadko piastowane. W XIX-wiecznych zwyczajach językowych funkcjonowały neutralne stylowo odpowiedniki nazw męskoosobowych, np. docentka, doktorka, profesorka, weterynarka.
W okresie powojennym - prawdopodobnie z uwagi na to, że transformacja języka nie nadążała za masowym zwiększeniem aktywności zawodowej i społecznej kobiet - coraz częściej zaczęto stosować nazwy i tytuły męskie w odniesieniu do kobiet.
W okresie PRL-u, wraz z nowym typem gospodarki państwowej, wprowadzono leksykę mającą na celu aktywizację zawodową kobiet w dziedzinie przemysłu i rolnictwa. Stosowano określenia, takie jak: brygadzistka, kolejarka, murarka, traktorzystka. Jednocześnie umacniała się tendencja do określenia mężczyzn i kobiet jedną męskoosobową nazwą, odnoszącą się do obojga płci (podpis klienta, indeks studenta, zeszyt ucznia).
Po 1989 roku nastąpiło stopniowe wprowadzanie odpowiedników żeńskich obok funkcjonujących dotychczas nazw męskoosobowych. Rozpoczął się trwający do dziś proces słowotwórczego odblokowania tej kategorii znaczeniowej języka.
W 2012 roku Joanna Mucha - szefowa jednego z resortów ministerialnych - oficjalnie użyła w odniesieniu do własnej osoby formy "ministra". Wywołała tym dyskusję medialną i akademicką, której efektem jest oficjalne stanowisko Rady Języka Polskiego w sprawie żeńskich form nazw zawodów i tytułów. Rada stwierdziła, że formy żeńskie nazw zawodów i tytułów są systemowo dopuszczalne.
Członkowie Rady podkreślili, że "większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw", "dążenie do symetrii systemu rodzajowego ma podstawy społeczne", "prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym", a także że "w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa".
Audycja: Sygnały dnia
Prowadził: Daniel Wydrych
Autor materiału: Krzysztof Polasik
Data emisji: 23.02.2024
Godzina emisji: 7.47
kk/wmkor
Pani minister, ministra czy ministerka? Dyskusja wokół żeńskich form nazw zawodów i tytułów - Jedynka - polskieradio.pl