Kolej w II RP nie była bezpieczna. Katastrofa pod Starogardem Gdańskim
Paweł Makowiec z Defence24 i CyberDefence24 zwraca uwagę, że "przez całe międzywojnie mówiło się, że zgodnie z ruchem pociągów można nastawiać zegarki". Czy rzeczywiście polska kolej była tak punktualna? - Moim zdaniem to powiedzenie trochę stało się mitem, ponieważ nie do końca tak było - twierdzi.
Jeśli pociągi nie zawsze były punktualne, to czy były przynajmniej bezpieczne? - W latach 20. miało miejsce dużo wypadków i takich nieprzyjemnych zdarzeń na kolei. Chyba nie było miesiąca, żeby w którejś części Polski nie doszło do napadu rabunkowego na pociąg. Były też takie przypadki, gdzie uciekano się do wykolejenia pociągu i następnie szabrowania bagaży, przesyłek i wszystkiego, co się dało - wyjaśnia.
Do najbardziej znanej i jednocześnie tajemniczej katastrofy doszło 30 kwietnia 1925 roku pod Starogardem Gdańskim. Zginęło wtedy 29 osób, a 68 było rannych. - Aż do 1962 roku był to największy wypadek kolejowy w niepodległej Polsce. Tej katastrofy nie wyjaśniono 100 lat temu i obecnie już nie da się jej wyjaśnić. Pewne jest jedno, że to był sabotaż. Mieliśmy wtedy bardzo napięte stosunki z Niemcami i celem sabotażu padł pociąg tranzytowy z Instenburga do Berlina. Większość ofiar stanowili Niemcy - przybliża Paweł Makowiec.
Wypadek i proces Eugeniusza Bodo
W II RP na drogach było bardzo mało samochodów, dlatego wypadków drogowych również było niewiele. Dlatego sensacyjnym wydarzeniem okazał się wypadek legendarnego aktora Eugeniusza Bodo.
- W tym wypadku zginął przyjaciel Eugeniusza Bodo, Witold Roland. Panowie w maju 1929 roku postanowili wybrać się w podróż na powszechną wystawę krajową w Poznaniu. Pod Łowiczem, gdzie trwały roboty drogowe, Bodo stracił panowanie nad kierownicą. Doszło do tragedii, Bodo wypadł z drogi. Podróżowali z nim Witold Roland i artystka Zofia Oldyńska - relacjonuje Marek Teler, dziennikarz i pisarz.
Gość Jedynki dodaje: - Oldyńska miała tylko złamaną rękę. Była w stanie wyjść z samochodu o własnych siłach i wezwać pomoc. Witold Roland poniósł śmierć na miejscu.
Trzy lata później odbył się proces. Przed sądem stanął nie tylko Eugeniusz Bodo, ale również magistrat Łowicza, który nie dopilnował robót drogowych. - Ostatecznie sprawa zakończyła się tak, że sąd wydał wyrok 3 miesięcy na przedstawicieli magistratu, a 6 miesięcy dla Bodo. Oczywiście, w zawieszeniu na 3 lata. Później wszyscy zostali objęci amnestią - wspomina Marek Teler.
Katastrofy licznie w II RP
Blisko 30 samolotów spadło na teren Warszawy między 1918 a 1939 rokiem. Stolica wtedy posiadała kilka lotnisk, m.in. na Polu Mokotowskim. Jedna z największych polskich katastrof lotniczych miała jednak miejsce poza Warszawą. Rozbiła się wówczas Super Electra, będąca w tamtych latach najnowocześniejszą maszyną na stanie Linii Lotniczych LOT.
- Maszyna rozbiła się 22 lipca 1938 roku. Zginęło wtedy 11 pasażerów i 3 załogantów. Dochodzenie na temat powodów tej katastrofy nigdy nie przyniosło jednoznacznych wniosków, chociażby dlatego, że samolot rozbił się poza granicami Polski - mówi dr Adam Podlewski, pisarz, publicysta.
Do katastrofy doszło podczas burzy, która zaskoczyła załogę i pasażerów nad Karpatami. - To był ogromny pech. Ten pech jakoś krążył nad naszymi przodkami, bo pamiętajmy, że ofiarami burzy są także nasi narodowi bohaterowie: Żwirko i Wigura, czyli zwycięzcy Challenge 1932. Niecały miesiąc po swoim największym triumfie, lecieli oni na zlot lotniczy do Pragi i już za polską granicą wlecieli w burzę. Rozbili się na Śląsku Cieszyńskim - opowiada dr Adam Podlewski.
Zobacz także:
Tytuł audycji: Odrodzona-nieznana
Prowadził: Grzegorz Kalinowski
Goście: Paweł Makowiec (Defence24 i CyberDefence24), Marek Teler (dziennikarz i pisarz), dr Adam Podlewski
Data emisji: 22.03.2025 r.
Godzina emisji: 17.10
DS
Katastrofy w II RP. Eugeniusz Bodo spowodował wypadek, w którym zginął jego przyjaciel - Jedynka - polskieradio.pl